Pani książką nosi tytuł „Zawodowe dziewczyny. Prostytucja i praca seksualna w PRL”. Myślę, że nie bez powodu używa Pani w nim tych dwóch terminów. Czy to poniekąd symbol zmian, jakie zaszły w Polsce jeśli chodzi o podejście do pracownic seksualnych tamtych lat?
W pierwszych dwóch dekadach PRL dominowała perspektywa patologizująca przedstawiająca prostytucję jako zło społeczne, a kobiety sprzedające seks jako dewiantki, którym pomóc można było tylko przez przymus pracy i ścisłą kontrolę. O prostytucji często dyskutowano w kontekście innych społecznych problemów powojennej Polski – alkoholizmu, bezdomności (w języku propagandy zwane włóczęgostwem) czy przestępczości młodych ludzi (chuligaństwa). Poprzez powiązanie usług seksualnych z innymi „patologiami” możliwa była pośrednia kryminalizacja prostytucji, mimo że prawo oficjalnie tego zakazywało.
W Polsce w latach 70. zaszły zauważalne zmiany w sposobie pisania i mówienia o usługach seksualnych. Co ciekawe, w podobnym okresie w zachodniej Europie i USA narodził się ruch walczący o prawa osób pracujących seksualnie. Choć w PRL tego typu aktywizm był niemożliwy ze względu na autorytarny charakter państwa, również w Polsce dziennikarze i kryminolodzy zaczęli dostrzegać sprawczość kobiet świadczących usługi seksualne. Obraz „patologicznej gruzinki”, sprzedającej seks na gruzach zrujnowanych miast, zastąpiła zadbana, mówiąca w językach obcych bizneswoman, przyjmująca klientów w pokojach luksusowych hoteli wybudowanych w dekadzie gierkowskiej. Zmianę tę dostrzec można w języku – choć nie pojawia się jeszcze kategoria pracy seksualnej, to w publikacjach coraz częściej mówi się o „usługach”, „rynku”, „zawodowych dziewczynach”, a pracownice seksualne same o sobie mówią, że pracują w „byznesie”.
Następuje też stopniowa profesjonalizacja usług – część pracownic seksualnych zaczyna na przykład specjalizować się w klientach konkretnej narodowości, na przykład tak zwane „arabeski” pracujące z klientami z krajów arabskich, płacącymi „petrodoloarami”. Stąd zasadne wydaje mi się mówienie o narodzinach polskiego dyskursu pracy seksualnej.
Czy ta ewolucja na przełomie dekad to było coś, co można określić stwierdzeniem „od przymusu do luksusu”?
Musimy pamiętać, że opisywanie przeze mnie zmiany dotyczyły przede wszystkim medialnych relacji na temat usług seksualnych, a dziennikarzy zwykle interesują bardzo skrajne zjawiska. Tak jak w latach 50. dużo uwagi poświęcano prostytucji ulicznej, bo stanowiła jaskrawy przykład porażki projektu komunistycznej równości płci, tak w latach 70. chętnie mówiono o tak zwanej prostytucji dewizowej lub dolarowej, czyli najbardziej luksusowej pracy seksualnej. Nie oznacza to, że inne typy usług seksualnych zaniknęły i problem przymusu, czy przemocy seksualnej magicznie zniknął. Z pewnością zmienił się język, jakim pisano o komercyjnym seksie. Korzystne przeliczniki walutowe na czarnym rynku sprawiły też, że przedsiębiorcze pracownice seksualne pracujące z zachodnimi klientami mogły w jedną noc zarobić więcej niż robotnik przez miesiąc. To pozwalało im na chociaż chwilowe życie w warunkach niedostępnych dla większości Polaków. Przykładowo kobiety działające na terenie Hotelu Europejskiego w Warszawie otrzymywały ok. 20-30 dolarów za stosunek. Ich średnie miesięczne zarobki wynosiły od 50 do 100 tysięcy złotych.
Serial „Brokat” opowiada o pracownicach seksualnych w latach 70. Czy lata 70., ale też 60., o których pisze Pani w książce to czas zmian w Polsce, swego rodzaju „rewolucji seksualnej”, ale też podejścia do tych kobiet, do wykonywanej przez nie pracy?
Powszechnie uważa się, że na Zachodzie rewolucja seksualna miała miejsce w latach 60. W Polsce te przemiany obyczajowości były bardziej rozciągnięte w czasie, co nie znaczy, że miały mniej istotny wpływ na kształtowanie życia intymnego Polaków. Na przykład prawo do aborcji w Polsce wprowadzono już w 1956 roku, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych przełomowy wyrok Sądu Najwyższego Roe vs. Wade zapadł dopiero w 1973. Polska, tak jak inne kraje komunistyczne, miała w latach 50. i 60. wyższy udział kobiet w sile roboczej niż na Zachodzie, a państwo oficjalnie promowało planowanie rodziny w czasach, gdy w wielu krajach antykoncepcja była jeszcze dostępna wyłącznie dla małżeństw, lub w ogóle nielegalna. Z drugiej strony wiele kulturowych elementów zachodniej rewolucji seksualnej, takich jak na przykład fascynacja estetyką pornograficzną, do Polski dotarła trochę później, dopiero na przełomie lat 70. i 80. Możemy zatem mówić o kilku falach polskiej rewolucji seksualnej.
Te przemiany obyczajowości zdecydowanie obserwować można było również na rynku usług seksualnych. Od połowy lat 60. na rynek pracy wchodzi pokolenie młodych kobiet wychowanych całkowicie w Polsce Ludowej. Nie pamiętają wojny, zostały wychowane w świeckim kraju, w którym kobiety (przynajmniej na papierze) maja zagwarantowane równe prawa. Część mogła nawet załapać się na pierwsze zajęcia z edukacji seksualnej, pilotażowo wprowadzane do niektórych szkół średnich na początku lat 70. W prasie coraz częściej pisze się o seksualności, na ulicach nosi się krótkie spódniczki. To pokolenie ma zupełnie inny stosunek do seksu postrzeganego coraz częściej jako element konsumpcyjnego stylu życia. Dlatego też milicjanci obserwują, że w pracę seksualną coraz częściej angażują się dziewczyny wykształcone, z tak zwanych dobrych domów, znające języki obce. Dla nich seks za pieniądze z cudzoziemcem jest przełamaniem codziennej rutyny, szansą na zarobienie dobrych pieniędzy, które pozwolą na awans ekonomiczny, może nawet małżeństwo i zdobycie paszportu pozwalającego na wyjazd za żelazną kurtynę.
Czy przez pryzmat zarówno tych lat 70, jak i pozostałych dekad PRL-u i podejścia do pracy seksualnej możemy spojrzeć na polskie społeczeństwo tamtych lat, na to co się z nim działo? A jeśli tak, to czego się o nim możemy dowiedzieć?
Przyjrzenie się bliżej usługom seksualnym w ogóle może nam wiele powiedzieć o społeczeństwie, zarówno w PRL, w XIX wieku, a myślę że i nawet współcześnie. W dyskursach o „prostytucji” łączą się ze sobą społeczne oczekiwania na temat roli kobiet, kształtu rodziny, granic wolności (nie tylko seksualnej), ale też granic narodowej wspólnoty. Na przykład pod koniec XIX wieku dyskusje o udziale Żydów w handlu ludźmi były nie tylko przejawem głęboko zakorzenionego antysemityzmu, ale również służyły do wyrażania troski o reprodukcję narodu polskiego. Podobnie w PRL każda dekada przyniosła nowe dyskursy o prostytucji, odbijające jak w soczewce wyzwania i przemiany, jakie zachodziły w społeczeństwie. W latach 50. były to opowieści o robotnicach z Nowej Huty sprzedających seks i topiących swoje nieślubne dzieci w Wiśle. W latach 80. wyjazdy Polek na Zachód w celu świadczenia usług seksualnych odgrywają ważną rolę w pełnych paniki moralnej dyskusjach o kryzysie gospodarczym i moralnym schyłkowego komunizmu. W tych dyskusjach bardzo rzadko chodziło o prawdziwe decyzje i dylematy kobiet pracujących seksualnie.
Warszawa, Wybrzeże, luksusowe i prestiżowe lokale – to były te miejsca, gdzie zawodowe dziewczyny można było spotkać najczęściej. A co z mniejszymi miastami i prowincją? Czy tam też rozwijała się ta branża?
Ponieważ rozwój rynku usług seksualnych w latach 70. związany był z napływem cudzoziemców do Polski, to właśnie hotele i lokale rozrywkowe w dużych miastach stanowiły najczęstsze miejsce zdobywania klientów. W Warszawie był to na przykład Hotel Europejski, a potem również hotele Victoria i Forum. Z kolei na Wybrzeżu (w Sopocie, Gdańsku, ale też Szczecinie) naturalnymi klientami byli marynarze, przywożący do Polski nie tylko obce waluty, ale też chętnie handlujący (lub wymieniające je za seks) innymi dobrami konsumpcyjnymi, na przykład perfumami. Właśnie ze względu na kontakty z marynarzami pracownice seksualne w nadmorskich miast nazywano „mewkami”. W mniejszych miastach tych kontaktów z cudzoziemcami, a także luksusowych lokali było naturalnie mniej, ale również w miastach takich jak Włocławek w związku z dużymi inwestycjami w zakłady azotowe pojawili się zachodni inżynierowie, a razem z nimi nowy typ pracy seksualnej.
Jak te kobiety radziły sobie z myślą o tym, że zajmują się czymś co nie jest normą społeczną? A może nie zastanawiały się zbytnio nad tym? Jedna z cytowanych przez panią zawodowych dziewczyn mówi o tym, że problemy psychiczne jakie je dotykają nie biorą się z powodu samej pracy, ale podejścia ludzi, krytyki, osądów.
W dyskusjach o pracy seksualnej w ogóle często wiele jest moralnych osądów, a mało refleksji nad doświadczeniami osób, które ją wykonują. Relacja Dziuni z filmu dokumentalnego Andrzeja Titkowa „Wolny zawód” jest tego świetną ilustracją. Tak jak pani powiedziała, nie tylko nie ma ona wyrzutów sumienia związanych ze swoim zawodem, twierdzi nawet, że żałuje, że nie rozpoczęła pracy wcześniej, bo mogłaby już odłożyć na domek z ogródkiem. Według niej to nie praca seksualna jest obciążająca psychicznie, tylko społeczna kontrola i stygmatyzacja z nią związana. W tej kwestii Dziunia z pewnością zgodziłaby się ze współczesnymi aktywistkami walczącymi o prawa pracownic seksualnych. Warto jednak pamiętać, że Dziunia może pozwolić sobie na ignorowanie społecznych oczekiwań, bo ma po prostu dużo pieniędzy. Należy do elity luksusowych pracownic seksualnych. Nie każda bohaterka mojej książki była w tak dobrej sytuacji. Na przykład dla Bolesławy, która w latach 50. próbowała zacząć nowe życie podejmując pracę w PGR, stygmatyzacja ze strony nowych kolegów i koleżanek była tak obciążająca, że zdecydowała się wrócić do Warszawy i ponownie świadczyć usługi seksualne.
Mimo, że te kobiety przedstawiane były w dyskursie społecznym jako „margines”, to ten „margines” chyba jednak w świadomości ludzi zaistniał, bo też te kobiety były często drugoplanowymi bohaterkami filmów i seriali jak chociażby „07 zgłoś się”. Dobrze ubrane, bywające w luksusowych lokalach, palące Marlboro. Mam wrażenie, ze wzbudzały swego rodzaju ciekawość, postrzegane były jako takie femme fatale, ale nikt się ich prowadzeniem nie oburzał.
Z tym brakiem oburzenia to bym nie przesadzała. Myślę, że tak jak i teraz, tak i wtedy praca seksualna wzbudzała wiele kontrowersji. W prasie można przeczytać wiele obrzydliwych, mizognistycznych i seksistowskich wypowiedzi na temat kobiet oferujących nawet najbardziej ekskluzywne usługi seksualne. Jednak z pewnością w dziełach kultury popularnej późnego komunizmu takich jak „07 zgłoś się” można dostrzec pewną fascynację tym stylem życia. Chodzi zarówno o ponadprzeciętne możliwości konsumpcyjne – dlatego pracownice seksualne często przedstawiane są z drogimi alkoholami, perfumami – ale też o zwykłe zaciekawienie bardziej swobodnym podejściem do seksualności. Jeśli chodzi o erotykę, PRL (i chyba współczesna Polska) jest społeczeństwem sprzeczności. Z jednej strony o seksie mówi się mało, jest to temat stabuizowany. Z drugiej jednak strony na gołą panią wielu mężczyzn chętnie popatrzy. To właśnie do tych potrzeb mruga okiem kultura wizualna lat 80. wykorzystując figury pracownic seksualnych i striptizerek.
Kiedy ten złoty okres, jaki zaczął się w latach 70., skończył się? Co spowodowało jego upadek?
Jeden z bohaterów reportażu Michała Bołtryka „Plaga” mówi, że rynek usług seksualnych dotknęły w latach 80. trzy katastrofy. Pierwszą był stan wojenny, który skutkował zamknięciem granic. Potem katastrofa elektrowni jądrowej w Czarnobylu wzbudziła strach przed podróżami do naszej części Europy. Wreszcie w końcówce lat 80. do Polski dotarły echa globalnej epidemii HIV/AIDS. Wszystkie te czynniki wpłynęły na ograniczenie rozwoju rynku luksusowych usług seksualnych. Jednak prawdziwy koniec „prosperity” przyniosły lata 90. i transformacja ustrojowa. Z jednej strony rozwinęła się zorganizowana przestępczość, a otwarcie granic sprzyjało ożywieniu się handlu ludźmi. Z drugiej strony zniknął korzystny czarnorynkowy przelicznik kursu dolara. Praca seksualna z cudzoziemcami po prostu przestała być tak opłacalna.
Porozmawiajmy jeszcze przez chwilę o serialu Netflixa - „Brokat”. Była pani jego konsultantką historyczną. Na czym polegała pani praca?
Miałam przyjemność obserwować powstawanie serialu na wszystkich jego etapach. Razem z Aleksandrą Chmielewską, scenarzystką serialu, dużo rozmawiałyśmy o tym, w jaki sposób za pomocą fabuły pokazać wieloznaczność decyzji podejmowanych przez pracownice seksualne w latach 70. Choć serial osadzony jest w kontekście historycznym (w tle dzieją się protesty robotników w Ursusie i Radomiu w czerwcu 1976 roku), fabuła skupia się przede wszystkim na psychologii i indywidualnych przeżyciach trzech głównych bohaterek. Zależało nam na pokazaniu uwikłania pracownic seksualnych w sieć zależności – z klientami, oficerami Służby Bezpieczeństwa, handlarzami walutą, innymi kobietami pracującymi seksualnie. W serialu nie ma jednoznacznych moralnych rozstrzygnięć, jest za to wiele przykładów indywidualnej, choć nie zawsze oczywistej, sprawczości. To zarówno opowieść o pewnym wyjątkowym momencie historycznym, ale też szerzej o naszym postrzeganiu pracy seksualnej i kobiet ją świadczących.
Co jest Pani zdaniem siłą tego serialu? Dlaczego warto go obejrzeć?
Na poziomie fabularnym serial na pewno podważa wiele stereotypów, które rządzą naszym myśleniem zarówno o pracy seksualnej, jak i o historii PRL. Pokazuje sprawczość bohaterek i możliwości negocjowania swojej pozycji nawet w sytuacji braku wolności, zarówno seksualnej, jak i gospodarczej. Z drugiej strony podważa dominujący w polskiej kulturze obraz PRL jako szarego czasu stania w wiecznych kolejkach. Nie oznacza to, że niedobory nie istniały (były wręcz doświadczeniem większości społeczeństwa), ale serial stara się pokazać świat PRL-owskiego luksusu i sproblematyzować decyzje, które ludzi musieli podejmować, aby móc tego luksusu doświadczyć.
Natomiast od strony produkcyjnej, uważam, ze warto obejrzeć serial dla samej muzyki. Scenarzyści i producenci włożyli dużo pracy w wygrzebanie prawdziwych perełek polskiej muzyki lat 70., często w nowych, uwspółcześnionych aranżacjach. To gotowy soundtrack na prywatkę w stylu PRL!