Dla wielu to bez wątpienia źródło satysfakcji, że naród się w końcu budzi. No, budzi, budzi, na zdrowie, ale wzajemne odbieranie głosu "tym złym" jest częścią koszmaru, nie zdrowia. Gwiżdżący mniemają tak: może nawet Jacek Sasin reprezentuje kraj – bo ktoś musi – ale my wiemy lepiej, że pisowiec to jakby nowy volksdeutsch i NAS nie będzie reprezentował.

Reklama

Wiem, trudne jest uznawanie, że Polska to Polska, ani moja, ani twoja, lecz nasza, a zatem ktoś, kto czasem mówi w jej imieniu, chociaż reprezentuje tylko jedną frakcję polityczną, jest też nasz. Trudne, lecz dobre! Ale z drugiej strony – jak powiedziałby patron symetrystów mleczarz Tewje – z drugiej strony dobre jest, kiedy władza nie odgradza się od narodu murem.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>