Pomimo rosnącego PKB polska rzeczywistość była zgrzebna i trudna. Polacy zarabiali niewiele, a jakość ich życia obnażała nieudolność instytucji publicznych. Kwitły dzika reprywatyzacja i patodeweloperka, masowo obchodzono przepisy kodeksu pracy. Z umów zlecenia za kilka złotych na godzinę korzystały nawet instytucje publiczne – oczywiście za pośrednictwem firm zewnętrznych. Ochrona zdrowia była niedofinansowana, a wynagrodzenia pielęgniarek latami były dramatycznie niskie, co zaczęło się zmieniać dopiero pod koniec rządów ówczesnej koalicji.

Reklama

Prawo i Sprawiedliwość miało poprawić te siermiężne realia, tworząc z Polski nowoczesne państwo dobrobytu – dzięki takim projektom jak Mieszkanie plus czy – zapomniany już – plan Morawieckiego. I – jak ogłosił premier 11 czerwca w Łochowie – misja została już właściwie wykonana, a „Jarosław Kaczyński wyciągnął Polskę z dziadostwa, które wcześniej widoczne było w bardzo wielu wymiarach. I w wymiarze instytucjonalnym, i w odniesieniu do ludzi”. Pod wieloma względami to jednak wciąż ta sama kartonowa Polska. PiS co najwyżej rozpoczął wyciąganie Polski z dziadostwa. Na ogłaszanie finiszu jest zdecydowanie za wcześnie.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>