Jak podaje portal wadowice24.pl policja otrzymała zgłoszenie o zaginięciu 14-latki z Andrychowa we wtorek. Miała jechać do pobliskich Kęt. Zatelefonowała jednak do ojca, że źle się czuje i nie wie, gdzie jest. Powiadomione przez rodzica służby rozpoczęły poszukiwania. Dziecko znalazło się, ale w bardzo złym stanie. "Nastolatka siedziała przy jednym ze sklepów w Andrychowie kilka godzin. Tylko jeden z mieszkańców zainteresował się jej losem. Przeniósł dziewczynkę do ciepłego sklepu" - podał portal. O komentarz w tej sprawie dziennik.pl poprosił psycholożkę Paulinę Kuszłę-Skuzę.

Reklama

Dlaczego ludzie nie zainteresowali się losem dziecka, samotnie siedzącego pod sklepem?

Ze względu na to, że ona była w miejscu publicznym, w którym jest więcej ludzi, pojawia się efekt rozproszonej odpowiedzialności. Każdy z nas uważa, że nie ma potrzeby nigdzie dzwonić, bo ktoś już to zrobił i pędzimy dalej. Nie chcemy tego analizować głębiej. Gdyby zareagowała jedna osoba, jest większa szansa, że zareagują kolejne. Zadziała społeczny dowód słuszności, że jest konieczność tego reagowania.

Czemu potrzebujemy takiego bodźca?

Polega to na tym, że my pomagając komuś na ulicy, bierzemy za tę osobę odpowiedzialność. Ze względu na to, że nie mamy czasu, zdolności, nie wiemy co zrobić, wolimy sobie zracjonalizować, że ktoś już to zrobił, bo to przecież dziecko. A sami staramy się problem wyrzucić z głowy. Działamy w taki sposób, żeby powiedzieć sobie, że nasze zachowanie jest ok.

Reklama

Czyli racjonalizujemy sobie nasz brak pomocy?

Tak, to ta rozproszona odpowiedzialność. Gdyby to było w miejscu, w którym jest mało ludzi prędzej by ktoś zareagował. Bo wiedzielibyśmy, że albo my pomożemy, albo będzie to trudne, żeby ktoś inny spotkał to dziecko. Im więcej rąk do pomocy, tym trudniej te ręce znaleźć, bo każdy z nas czeka na czyjąś pierwszą reakcję. Boimy się też pomagać, bo nie wiemy czy zrobimy to prawidłowo. Ale musimy mieć świadomość, że lepiej nie zastanawiać się nad tym, tylko w ramach swoich możliwości zrobić to jak najlepiej.

Reklama

A jeśli podejmiemy decyzję o pomocy, to jak najlepiej to zrobić? Jak mądrze pomóc, żeby nie zaszkodzić, nie przestraszyć dziecka, nastolatki w nieznanym stanie?

Jeśli nie wiemy jak to zrobić, to po prostu zadzwońmy na nr 112 i tam kompetentne osoby pokierują nas krok po kroku, co mamy zrobić. To nie jest powiedziane, że my musimy wiedzieć, co robić, nie mamy takich mocy. Liczy się reakcja. W momencie jak my podejdziemy, uruchomi się społeczny dowód słuszności, jest większe prawdopodobieństwo, że przyjdzie ktoś z innym pomysłem. Ale dopóki ktoś nie zrobi tego pierwszego kroku, to nic się nie wydarzy.

A w takiej sytuacji, gdy widzimy, że z dzieckiem z pozoru jest wszystko w porządku, ale jest samo. W jaki sposób reagować?

Po dzieciach w miarę wyraźnie widać, że zachowują się racjonalnie lub nie. Jeśli nic mu się z pozoru nie dzieje, wraca z plecakiem i wszystkie okoliczności wskazują, że radzi sobie, to raczej nie. Można zapytać pani w sklepie czy widziała to dziecko wcześniej, czy czeka na kogoś, bo to miejsce odbioru. To co warto robić, to obserwować lub zapytać kogoś, kto może mieć wiedzę. Pytanie otwarte może spłoszyć dziecko. Uczeni jesteśmy tego, że mamy uważać na obcych ludzi. Jeżeli zatem nieznajoma osoba podejdzie i zapyta dziecko gdzie ono idzie, to zachowanie dziecka może być nieadekwatne do naszych zamiarów.