Platforma, podrzucając telewizji poruszające słowa pilota przed zakończeniem prokuratorskiego dochodzenia, chce odegrać się na PiS, który oskarża ją o zbrodniczą politykę i język agresji, którego eskalację, jak twierdzi PO, znacznie wcześniej zaczął Jarosław Kaczyński. Nie ma jednej prawdy. To, co kto tak naprawdę powiedział i co miał na myśli, zależy dziś bardziej o tego, kto słucha, i od dziennikarza, który referuje. Od naszych przekonań i historyczno-geograficznych uwarunkowań. Rzeczywistość dominują przewrotne argumenty polityków usiłujących doprowadzić do ostatecznego rozstrzygnięcia. PO do zmarginalizowania PiS, przekonując wątpiących o „krwi na rękach Kaczyńskiego”. A partia Jarosława Kaczyńskiego do antyrządowej rewolty niedoświadczonych umysłów, którym próbuje zasiać teorię o morderczym spisku polskich elit z rosyjskim mocarstwem.

Reklama

Czy ta spirala niedorzeczności da którejkolwiek ze stron zwycięstwo? W latach 20. Adolf Hitler w swojej drodze po władzę zaktywizował całe grupy społeczne dotychczas niezwracające uwagi na wydarzenia polityczne. Ludzi podatnych na proste odpowiedzi na złożone pytania. Nieprzyzwyczajonych do wyciągania własnych wniosków i słuchania różnych stron, ale skorych do obarczania innych za osobiste porażki. Nie piszę tego, żeby snuć paralelę miedzy Hitlerem a Jarosławem Kaczyńskim, bo jej nie ma. Ważne jest to, co dalej działo się ze społeczeństwem. Raz uruchomione mechanizmy – masy politycznie pobudzone, nie żeby naprawiać i reformować, ale niszczyć tego odpowiedzialnego za całe zło – ciężko jest zatrzymać. I tak jak coraz ciężej będzie zatrzymać tłum i zrzeszenia ludzi wokół krzyża i organizacji 10 kwietnia, tak równie trudno będzie przywrócić do normalności tych, którzy wierzą, że wszystkie nasze bolączki znikną wraz z rozbiciem PiS.

Narosło w nas mnóstwo bezproduktywnej energii. Wzajemnej nienawiści, chęci zemsty. Telewizyjne debaty, nie bez udziały dziennikarzy, zamieniły się w rytuał łapania za słowa, przedrzeźniania i wypominania. „DGP” za wszelką cenę stara się stronić od tego, co stało się normą w polskich gazetach, wypełniania stron opinii agresywną retoryką wzajemnych oskarżeń i szydzenia z siebie nawzajem. Z polityków i dziennikarzy z innych dziennikarzy. Jeżeli dziś postanowiłem napisać kilka słów więcej, to w przekonaniu, że wkrótce ten spór nie pozostanie bez wpływu na to, co w naszej rzeczywistości jest najważniejsze. Zabraknie miejsca na przygotowanie kraju do wciąż rozedrganej sytuacji gospodarczej na świecie. Dostosowania państwa do przemian zachodzących już w naszym społeczeństwie znacznie bardziej europejskim od rządzących. Wszystko sprowadzone zostanie do błota i tej ruskiej trumny.