Z projektu noweli ustawy o finansach publicznych wynika jasno: kiedy przekroczymy 55 proc., pieniądze dla budżetu wysupłasz ty, drogi podatniku. Będziesz płacił wyższy VAT, znikną ulgi w PIT i tak dalej. My, owszem – mówi rząd – postaramy się lepiej zarządzać gotówką, co da oszczędności, i na otarcie łez niepoprawnych reformatorów wprowadzimy tzw. regułę wydatkową, która nałoży kaganiec na wzrost części wydatków budżetu. I tyle. Choć może ministrowie myślą, że aż tyle jak na rok wyborczy.
Istnieje oczywiście dyżurny argument za powstrzymywaniem się z głębszymi reformami: nie dadzą skutków od razu, a 55-proc. próg czeka u bram, może nawet w przyszłym roku. Trzeba działać szybko, podwyższając podatki, by oddalić ten koszmar. Reformami zajmiemy się kiedyś.
A co z rozwiązaniami, które nie są cięciami wzbudzającymi popłoch, a też wpływają na lepsze funkcjonowanie państwa? Na przykład mój osobisty dyżurny przykład – tryb wyboru rad nadzorczych w państwowych spółkach. Rada Gospodarcza opracowała odpowiedni model jeszcze przed wakacjami. Czy został przekuty na przepisy? No, jeszcze nie. Kiedy? Może w przyszłym tygodniu coś się pojawi. Patologie w spółkach trwają? No, niestety tutaj niewiele się zmieniło, nadal w ich radach zasiadają politycznie namaszczeni ignoranci. Obym był złym prorokiem, ale coś czuję, że ten cały model nowego ładu też zostanie zesłany na po wyborach. Czyli ad acta.
Komentarze (8)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze