Według Rosjan gazu łupkowego nie ma, a rozgardiasz wokół niego to tylko marketing. Mniej więcej tak sądzi Aleksander Miedwiediew, wiceprezes Gazpromu, który powiedział „Financial Times”, że paliwo z łupków to bańka spekulacyjna.
Oczywiście, Gazprom wolałby, żeby tego surowca nie było, bo traci z jego powodu część amerykańskiego rynku. Stany Zjednoczone wydobywają z łupków ok. 10 proc. gazu, którym dysponują. Surowiec tradycyjny mocno też potaniał.
Natomiast Polska może gazem łupkowym spekulować. Nasze zasoby szacowane są na 1 – 3 bln metrów sześciennych (wystarczyłoby na 100 – 200 lat), szukają ich już koncerny amerykańskie – ExxonMobil, Chevron, ConocoPhillips. W dodatku nie dalej jak tydzień temu coś udało się znaleźć. W odwiercie Wytowno S-1 pod Ustką geolodzy dotarli do czegoś, co nazwali „licznymi objawami gazu ziemnego”. Jeszcze nie wiadomo, co to jest, ale sens przekazu był jasny: sukces jest tuż-tuż.
Reklama
Gdyby amerykańska firma BNK Petroleum, która wierci pod Ustką, była notowana na warszawskiej giełdzie, jej kurs po takim komunikacie wzrósłby pewnie o kilkadziesiąt procent. Tak było z polskim KOV, który poinformował niedawno o szansie na gaz na Ukrainie. Ten surowiec to ulubiony temat giełdowych graczy.
Ale tam, gdzie jedni zarabiają, inni tracą. Na zysku Amerykanów czy Polaków stracą Rosjanie, bo im więcej gazu poza ich terytorium, tym gorzej dla nich. Nic dziwnego, że Gazprom staje się nerwowy, gdy geolodzy, analitycy albo politycy zaczynają poważnie mówić o łupkach. Nawet spekulacje na ten temat są dla Moskwy niebezpieczne, bo jeśli rynek uwierzy, że fantazje mogą przerodzić się w fakty? Politycy zhardzieją w negocjacjach, będą się wykłócać o cenę tradycyjnego paliwa, zażądają upustów...
Lepiej więc, gdy zachowują ostrożność. Tak jak w Polsce, gdzie ministrowie powtarzają, że gaz z łupków to idee fixe, w dodatku wydobycie zrujnuje środowisko i będzie drogie. Gra o gaz wymaga stalowych nerwów i odrobiny optymizmu. Zwłaszcza że to gra o coś, czego jeszcze tak naprawdę nie ma.