– W zasadzie sfinalizowaliśmy negocjacje, zostały drobne sprawy proceduralne – zadeklarował minister obrony Mariusz Błaszczak w radiowej Trójce. Umowa ma zostać podpisana w najbliższych dniach.Chodzi o 32 samoloty F-35, które produkuje amerykański koncern Lockheed Martin. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że cena całej umowy (z pakietem logistycznym i szkoleniowym) wyniesie ok. 4 mld dol. i najpewniej zmieści się w przedziale 15–17 mld zł. To nieco taniej, niż przewiduje zawarty niedawno kontrakt z Belgią. Tzw. notyfikacja do Kongresu opiewała na k 6,5 mld dol., ale jest to maksymalna kwota w procedurze Foreign Military Sales, zgodnie z którą amerykański rząd sprzedaje uzbrojenie sojusznikom.
Zwyczajowo ostateczna cena jest zdecydowanie mniejsza (tak było w przypadku zakupu przez Polskę systemu Patriot). Na cenę wpływ ma też to, że z kolejnymi transzami produkcyjnymi i zwiększeniem skali produkcji koszty spadają. Taką politykę Lockheed Martin zapowiadał już lata temu i według naszych informacji w wersji podstawowej F-35A cena wkrótce spadnie poniżej 80 mln dol. za sztukę.
Ale to nie wszystkie koszty wdrażania F-35 do Wojska Polskiego. Zapewne będzie kupowane dodatkowe uzbrojenie, także infrastrukturalne przystosowanie baz będzie kosztować miliardy złotych. Niektóre analizy w obozie rządzącym mówią o tym, że cały system będzie kosztował ponad 35 mld zł. Ta kwota będzie rozbita na kilkanaście lat.
Reklama
Ale wciąż nie wiadomo, czy te kilkanaście miliardów złotych, o których mowa w przygotowywanej umowie, zostanie wydanych z budżetu MON. Ministrowie prezydenta Andrzeja Dudy mówili, że zakup może być finansowany oddzielną ustawą, podobnie jak to było w przypadku zakupu samolotów F-16. Ale problemy są dwa. Po pierwsze, budżet państwa jest napięty, a ten resortu obrony i tak powinien ustawowo rosnąć w najbliższych latach: w 2020 r. ma to być 2,1 proc. PKB, w 2021 r. już 2,2 proc. PKB, czyli ponad 50 mld zł. Tak więc polityczna chęć na oddzielną ustawę zapewne będzie niewielka. Druga rzecz to ta, że w przypadku finansowania z MON, pełną kontrolę nad wydatkami ma minister Mariusz Błaszczak. Jeśli stworzyć oddzielną ustawę, to część splendoru związanego z zakupem spłynie na prezydenta Andrzeja Dudę.
Reklama
Resort obrony już kilka tygodni temu zapowiedział, że przy tej transakcji nie zdecyduje się na zakup technologii, tzw. offset. Biorąc pod uwagę, że wciąż nie udało się podpisać wszystkich umów do zakupu systemu Patriot dwa lata temu, można taką decyzję zrozumieć. Według nieoficjalnych informacji może to być zrekompensowane jakąś „współpracą przemysłową”. Ale wydaje się, że jeśli nie wynegocjujemy tego przed podpisaniem kontraktu, to później nasza pozycja do rozmów będzie znacznie gorsza. Pewną furtką jest program Loyal Wingman, czyli produkcja systemu bezzałogowców zdolnych do działania wspólnie z F-35. O tym projekcie ciepło wypowiadali się przedstawiciele resortu obrony, chętny do współpracy jest też Lockheed Martin. Potencjalnym problemem może być to, że w Polsce największe zdolności w tej materii ma podmiot w większości prywatny, czyli Grupa WB. A w ostatnich latach, niezależnie od poziomu kompetencji produkcyjnych, preferowana jest zbrojeniówka państwowa.
Według deklaracji amerykańskiego przemysłu polscy piloci mogliby się zacząć szkolić na F-35 w 2024 r. Pierwsze sztuki przyleciałyby zapewne do nas w latach 2025–2026. Będzie to zdecydowanie najbardziej nowoczesny system uzbrojenia w Wojsku Polskim, niektórzy nazywają go latającym sensorem. To on ma pozwolić penetrować obszar przeciwnika i dostarczać informacje innym systemom. Problemem może się stać to, że reszta sprzętu w naszej armii jest za stara, by z tego korzystać. – Możemy nie być w stanie skonsumować tej nowoczesności – mówi DGP jeden z doświadczonych dowódców.
O tym przekonamy się dopiero za kilka–kilkanaście lat. Tymczasem już teraz wiadomo, że tryb, w jakim dokonujemy zakupu, jest zupełnie nietransparentny. W procesie wymiany samolotów wielozadaniowych są obecnie także m.in. wspominana Belgia, Szwajcaria czy Finlandia. Te kraje przeprowadziły postępowania konkurencyjne i zbadały bądź badają oferty różnych producentów. Te dwa ostatnie kraje przeprowadzają nawet testy samolotów. A my, nie czekając na informacje od konkurencji, zdecydowaliśmy się na zakup F-35 z USA.