Jak tłumaczy "Polityka", transakcja przewidywała, że dwie z 12 maszyn, które wcześniej zamówił nasz narodowy przewoźnik, za pieniądze z bankowej pożyczki kupi Agencja Restrukturyzacji Przemysłu, a precyzyjniej - specjalnie utworzona przez nią spółka ARP Fly. Ta z kolei miała je wyleasingować Ministerstwu Obrony Narodowej, które odpowiada za transport lotniczy najważniejszych osób w państwie.

Reklama

Według tygodnika chodziło o to, by zapewnić prezydentowi i premierowi nowoczesne samoloty, nie obciążając budżetu państwa, a przy okazji pomóc LOT, bo przewoźnik miałby trudności ze znalezieniem pieniędzy na zakup wszystkich zamówionych maszyn. Do dyspozycji rządu embraery miały być oddane jeszcze w tym roku.

Nic z tego jednak nie wyszło, choć znalazł się bank gotów pożyczyć pieniądze spółce. Wyszkolono nawet pilotów, którzy mieli siąść za sterami embraerów - pisze "Polityka". Spółce zabrakło pieniędzy, by m.in. przygotować dokumentację, a resort skarbu nie zgodził się na dofinansowanie ARP Fly.

W efekcie całą procedurę wstrzymano, a rząd zaczął się zastanawiać, czy nie kupić maszyn bezpośrednio od LOT. Te, które obecnie służą politykom, czyli dwa transatlantyckie TU 154 i cztery Jaki 40, są przestarzałe - pisze "Polityka".

Reklama