Rada Ministrów przyjmowała we wtorek projekt zmian w przepisach o kontroli operacyjnej pod hasłem ochrony prywatności osób rozpracowywanych przez służby specjalne. Rząd proponuje, by osoby, które przypadkowo zostały podsłuchane w trakcie kontaktu z rozpracowywanym przestępcą, mogły wnioskować do sądu o zniszczenie zapisów tych rozmów. Niszczone mają też być rozmowy niedotyczące przestępstwa, które nie są dowodem, a dotyczą spraw prywatnych i intymnych.
Ale z ustaleń DGP wynika, że polskie służby specjalne przeforsowały taką zmianę przepisów, które praktycznie powodują, że ochrona prywatności podsłuchiwanych zostanie pustym hasłem. Jak to możliwe? Otóż rząd zostawił służbom furtkę w propozycji zmiany przepisów ustawy o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przyjęty we wtorek projekt ustawy mówi o możliwości "zachowania materiałów z kontroli operacyjnej, które nie są informacjami potwierdzającymi zaistnienie przestępstwa, lecz są istotne dla bezpieczeństwa państwa". By takie informacje nie zostały zniszczone, rząd chce wprowadzić specjalną procedurę. Szef ABW po uzyskaniu zgody prokuratora generalnego będzie musiał zwrócić się do Sądu Okręgowego w Warszawie o zachowanie podsłuchów, w których nie ma mowy o przestępstwie, ale pojawiają się informacje ważne dla bezpieczeństwa państwa. Pozostałe służby specjalne i policja, by zachować z ich punktu widzenia wartościowe podsłuchy, będą musiały najpierw wystąpić do szefa ABW, by ten rozpoczął procedurę.
"<Bezpieczeństwo państwa> to jest tak szerokie pojęcie, że można pod nim wszystko przemycić. Wątpię, żeby kontrola sądu coś dała. To wciąż będzie decyzja indywidualna, zatem nic to nie zmieni" - ocenia reżyser i dokumentalista Sylwester Latkowski. Jesienią 2009 r. wyszło na jaw, że był on jednym z przypadkowo podsłuchanych dziennikarzy, którzy rozmawiali z rozpracowywanym przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego Wojciechem Sumlińskim. Te podsłuchy nie zostały zniszczone przez prokuraturę. Mało tego. Okazało się, że wykorzystał je wiceszef ABW płk Jacek Mąka do swojego procesu z dziennikarzem Rzeczpospolitej.
czytaj dalej
"Cała nowelizacja jest krokiem we właściwym kierunku, ale jest to krok bardzo nieśmiały. Według mnie wprowadzić należy wyłącznie sądową kontrolę podsłuchów" - twierdzi prof. Piotr Kruszyński z Katedry Prawa Karnego Procesowego Uniwersytetu Warszawskiego.
Nowe przepisy wprowadzą instytucję tzw. zgody następczej. Jest to zgoda sądu na wykorzystanie dowodów pochodzących z kontroli procesowej lub operacyjnej, w sytuacji gdzie doszło do ujawnienia innego przestępstwa. O taką zgodę będzie występował tylko prokurator. Możliwość wykorzystania tak zdobytych dowodów ma dotyczyć jedynie najpoważniejszych przestępstw.
"W aktualnym stanie prawnym kwestia ta nie jest uregulowana. Organy ścigania radziły sobie z tym poprzez bogate orzecznictwo. Konstrukcja ta polega na legalizacji dowodu uzyskanego w trakcie podsłuchu rozmów telefonicznych" - dodaje Grażyna Stanek z departamentu legislacyjno-prawnego Ministerstwa Sprawiedliwości.
Projekt zobowiązuje prokuratora generalnego do przedstawienia Sejmowi i Senatowi corocznej jawnej informacji o łącznej liczbie ustawowo dozwolonych czynności ingerujących w prawo obywatela do prywatności przez poszczególne służby. Ma ona także zawierać informacje o efektach sądowego i prokuratorskiego nadzoru nad tymi czynnościami. "Ujawniane powinny być również, w jakich konkretnych przypadkach zakładany był podsłuch telefoniczny. Według mnie z informacji tych niewiele będzie można odczytać" - twierdzi Artur Pietryka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Przepisy nowelizacji mają uregulować sytuację prawną powstałą po ogłoszeniu wielu wyroków Trybunału Konstytucyjnego o niekonstytucyjności przepisów dotyczących kontroli operacyjnej. W ubiegłym roku Trybunał stwierdził, że niezgodne z konstytucją jest nieinformowanie osoby, wobec której taka kontrola jest przeprowadzana.