Sąd nieprawomocnie uwzględnił część powództwa Mąki za artykuł "Rz" z lipca 2008 r. w sprawie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, oskarżonego w sprawie oferowania za pieniądze pozytywnej weryfikacji b. oficerom WSI. Sumliński, który miał wtedy trafić do aresztu, próbował popełnić samobójstwo.

Reklama

"Rz" opisała jego "pożegnalny" list, w którym twierdził m.in., że miał mu grozić Mąka, za to, że dziennikarz zajmował się sprawą jego mieszkania, które - zdaniem Sumlińskiego - Mąka uzyskał niezgodnie z prawem. Dziennikarz twierdził też, że wiceszef ABW miał zmuszać b. szefa lubelskiej delegatury Agencji do złożenia fałszywych zeznań przeciw Zbigniewowi Wassermannowi. Mąka zaprzeczał; mówił też, że nie jest właścicielem mieszkania, tylko zgodnie z prawem je wynajmuje. Podkreślał, że przed publikacją nikt z "Rz" nie zwracał się o komentarz.

Strona pozwana wnosiła o oddalenie pozwu, bo "gazeta cytowała tylko list rozpowszechniany w mediach" i działała w "ważnym interesie publicznym". Sąd uznał, że takiego interesu nigdy nie mogą realizować informacje fałszywe - a za takie uznał informacje z listu. Działania "Rz" sąd uznał za nierzetelne, bo jej obowiązkiem było sprawdzić twierdzenia listu, a nie tylko je cytować.

O tym procesie stało się głośno jesienią 2009 r., gdy "Rz" ujawniła, iż pełnomocnik Mąki dostał od prokuratury kopie stenogramów podsłuchów telefonu Sumlińskiego, gdzie były nagrane m.in. rozmowy Cezarego Gmyza z "Rz" z Bogdanem Rymanowskim z TVN 24. Wybuchła wtedy debata o wykorzystaniu podsłuchów do procesów cywilnych. Adwokat Mąki tłumaczył, że szukał dowodów, czy Sumliński nie uzgadniał treści swego listu z Gmyzem (którego Mąka pozwał w oddzielnym procesie) - czego nie znalazł w tych podsłuchach. Sąd w końcu nie włączył ich do akt sprawy Mąki.

Reklama