"Zmiany są potrzebne, ale to, co proponuje PO, jest bardzo złe" - mówi DZIENNIKOWI poseł PiS Arkadiusz Mularczyk i tłumaczy, że jeśli projekt ten zostałby uchwalony, to popełnienie choćby najdrobniejszego przestępstwa eliminowałoby człowieka z życia publicznego. "Jeśli ktoś znieważyłby np. premiera i później zapadłby wyrok skazujący, to taka osoba nie miałaby już prawa startować w wyborach" - zaznacza polityk PiS.
Rzeczywiście projekt PO biernego prawa wyborczego pozbawia osoby skazane za czyny, które nie przez wszystkich są potępiane moralnie. Należą do nich miedzy innymi: publiczne znieważenie konstytucyjnego organu państwa, obraza uczuć religijnych, czy odmowa wykonywania przymusowej służby wojskowej.
"Tak restrykcyjnego prawa nie ma nigdzie na świecie" - podkreśla poseł Mularczyk. Identyczne zdanie ma SLD. "Trzeba określić wąski katalog poważnych przestępstw, które mogłyby eliminować ze startu w wyborach" - mówiła wczoraj Jolanta Szymanek-Deresz.
Ale to nie jedyny problem związany z tym przepisem. PiS dopuszcza wprowadzenie go w łagodniejszej formie, ale stawia warunek. Konstytucja musi zabraniać kandydowania w wyborach byłym funkcjonariuszom SB. "Nie może być tak, że człowiek zostanie pozbawiony praw wyborczych za niezgodną z przepisami jazdę rowerem, a ci, którzy katowali Polaków, będą mieli pełnię praw" - argumentuje szef klubu PiS Przemysław Gosiewski.
Poza określeniem katalogu przestępstw, które blokowałyby drogę do Sejmu, posłowie będą musieli też odpowiedzieć na kilka pytań. Choćby takie, czy do Sejmu po wprowadzeniu zmian w konstytucji mógłby kandydować jeden z bohaterów "afery starachowickiej" Zbigniew Sobotka. Polityk SLD był skazany za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego, ale Sobotka został ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego. "Nie potrafię panu na razie odpowiedzieć, czy Sobotka w myśl naszego projektu mógłby kandydować" - przyznaje Sebastian Karpinuk, który przygotowywał konstytucyjne propozycje PO.
Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze jedna sprawa. PO domaga się likwidacji immunitetu chroniącego posłów przed zarzutami prokuratorskimi nie związanymi z działalnością parlamentarną. To rozwiązanie też nie podoba się SLD i PiS. "Immunitet formalny to ochrona parlamentu, która gwarantuje jego autonomię. Ma służyć temu, aby postępowania karne nie były podyktowane walką polityczną" - mówi Jolanta Szymanek-Deresz.
By zmienić konstytucję, potrzeba większości 2/3 głosów. Oznacza to, że aby to się stało, musi dojść do kompromisu co najmniej między PiS, PO i PSL.