W tym roku aż 13 z 16 państw Eurolandu nie będzie w stanie dotrzymać limitu 3 procent deficytu budżetowego, jaki teoretycznie obowiązuje państwa UE. A w całej Unii te regulacje łamie 21 z 27 państw członkowskich.
>>>Eksperci skazują nas na recesję
Być może najbardziej niepokojące jest poluzowanie dyscypliny finansowej w Niemczech. To bowiem kanclerz Helmut Kohl wymusił w 1991 roku na pozostałych państwach Wspólnoty wprowadzenie maksymalnego limitu deficytu budżetowego i teoretycznych kar wymierzanych za jego złamanie. Jednak jak przewiduje Bruksela, w przyszłym roku dziura w niemieckim budżecie będzie prawie dwa razy większa, niż pozwala Maastricht.
Nieporównanie gorsza jest sytuacja w Wielkiej Brytanii i Irlandii, dwóch krajach, gdzie nawet największe banki stanęły na skraju bankructwa. Aby ratować gospodarkę, władze w Londynie i Dublinie tak bardzo się zadłużyły, że w tym i przyszłym roku deficyt budżetowy osiągnie kolosalną wielkość 13 i 15 proc. PKB. Łącznie dług Zjednoczonego Królestwa przekroczył już 700 mld funtów! Zaniepokojeni inwestorzy coraz bardziej obawiają się, czy Londyn spłaci kiedykolwiek tak ogromną kwotę. I wahają się, czy wykupywać nowe brytyjskie papiery dłużne.
To jednak kraje pozostające poza strefą euro najmocniej i najszybciej odczują skutki pogorszenia finansów publicznych. Jak bowiem przyznaje Komisja Europejska, choć reguł z Maastricht nie przestrzega już właściwie żaden z krajów Eurolandu, to wciąż obowiązują one co do joty te państwa, które chciałyby przystąpić do unii walutowej. I dla takich krajów jak Polska, republiki bałtyckie, Czechy czy Rumunia będą stanowić jeszcze przez kilka lat barierę nie do pokonania.
KE przewiduje bowiem, że w tym i przyszłym roku deficyt budżetowy naszego kraju wyniesie 6,6 i 7,3 proc. PKB, przeszło dwa razy więcej, niż dopuszcza traktat z Maastricht. Radykalne ograniczenie tej dziury finansowej w 2011 wymagałoby gwałtownego przyspieszenia wzrostu gospodarki, a to na razie wydaje się mało prawdopodobne. Wysoki deficyt budżetowy jest bowiem spowodowany z jednej strony koniecznością przeznaczenia dużych świadczeń socjalnych dla bezrobotnych, a z drugiej ograniczonymi dochodami podatkowymi z powodu słabej koniunktury gospodarczej kraju. W praktyce więc, przyznają eksperci w Brukseli, przystąpienie Polski do strefy euro przed 2014 r. wydaje się mało realne.
Przyjęta przez kraje UE polityka walki z kryzysem w praktyce oznacza, że duża część kosztów zostaje przerzucona na następne pokolenia. Cała Europa zadłuża się bez opamiętania. W tym roku średni dług publiczny w strefie euro osiągnie prawie 80 proc. dochodu narodowego, aż o 1/4 więcej niż maksymalny limit ustalony z Maastricht. Ale to Włosi, Belgowie i Grecy poszli na całość: ich zobowiązania są już większe niż wartość całej gospodarki.