"Świadkowie mówią, że uczestniczył w pewnych spotkaniach, wypowiadał pewne kwestie i miał wiedzę na temat powołania Laboratorium Frakcjonowania Osocza. Jeden ze świadków twierdzi wręcz, że prezydent stosował pewne naciski" - wyjaśniał powody przesłuchania Kwaśniewskigo Janusz Kaczmarek, prokurator krajowy.

Reklama

Po trwającym trzy godziny przesłuchaniu były prezydent powiedział dziennikarzom, że wiedzę o sprawie laboratorium osocza czerpał "w zasadzie z gazet". Także prokuratura nie udziala informacji o wynikach przesłuchania. "Rezultaty będą oceniane później, po wykonaniu wszystkich czynności w śledztwie" - mówi prokurator okręgowy Mariusz Chudzik.

Podejrzenie na Kwaśniewskiego padło z ust Mariusza Łapińskiego, ministra zdrowia w rządzie Leszka Millera. Zeznał w prokuraturze, że na przełomie lutego i marca 2002 r. doszło do tajemniczego spotkania u szefa gabinetu prezydenta Kwaśniewskiego, Marka Ungiera. Mieli tam być: Łapiński, szef Kancelarii Premiera Millera Marek Wagner, szef UOP Zbigniew Siemiątkowski oraz Włodzimierz Wapiński, współzałożyciel laboratorium osocza i przyjaciel Kwaśniewskiego.

Uczestnicy narady mieli namawiać Łapińskiego, żeby resort zdrowia przejął patronat nad laboratorium i doprowadzając do końca inwestycję, zdjął odpowiedzialność z Wapińskiego. Na spotkanie "miał wpaść" prezydent Kwaśniewski.

Laboratorium zaciągnęło w 1997 r. 32 mln dolarów kredytu. Wydano 21 mln, ale zamiast fabryki osocza powstały dwie hale. Gwarancji udzielił ówczesny rząd Włodzimierza Cimoszewicza na podstawie nierzetelnej, jak twierdzi prokuratura, opinii wydanej przez ministra gospodarki Wiesława Kaczmarka, jedynego, jak dotąd, oskarżonego w tej sprawie.

Produkcja nigdy nie ruszyła, a spółka kredytu nie spłaciła. Bank wezwał rząd do zapłaty 14,3 mln dolarów (43 milionów złotych).