Rada nadzorcza odwołała Wildsteina wczoraj, po godz. 22. Kilkadziesiąt minut później były prezes spotkał się z dziennikarzami. Nie ukrywał żalu, że nie dano mu dokończyć tego, co zaczął. Zadzwoniła do niego żona, a on odebrał i powiedział: "Cześć, tu eksprezes". Nie czekał na oficjalny komunikat rady nadzorczej, tylko odjechał z siedziby TVP przy Woronicza.

Reklama

Siedmiu członków z dziewięcioosobowej rady obradowało do późnej nocy. Postanowili powierzyć obowiązki szefa TVP Andrzejowi Urbańskiemu. O tym, czy zostanie on prezesem spółki, zadecyduje konkurs.

Od dawna nie było już tajemnicą, że PiS, a także pozostali koalicjanci chcieli odwołania Wildsteina. Prezes nie okazał się "sterowalny". "Ta decyzja zapadła już dwa miesiące temu, tylko wokół odwołania szefa TVP robił się taki szum medialny. Teraz widocznie premier Kaczyński postanowił dokonać blitzkriegu" - mówi DZIENNIKOWI jeden z posłów PiS.

Jako następcę Wildsteina wymieniano Krzysztofa Czabańskiego, prezesa Polskiego Radia, ale według naszych informacji to nazwisko nie odpowiadało politykom LPR. Na odwołanie szefa telewizji publicznej nie zgadzała się też Elżbieta Kruk, przewodnicząca KRRiT. Wczoraj nie odbierała telefonu.

Reklama

Kandydatura Andrzeja Urbańskiego jako szefa TVP podoba się politykom koalicji rządzącej. "To fachowiec, świetny kandydat, który miał do czynienia z mediami" - uważa Janusz Maksymiuk, wiceprzewodniczący Samoobrony. Podobnie uważa Jacek Kurski z PiS.

"Andrzej Urbański zna się na telewizji. Nie mogę ocenić rządów Bronisława Wildsteina zupełnie negatywnie, ale w TVP było sporo zamieszania i chaosu" - twierdzi Kurski.