Jesienią SLD wpadł na pomysł, by szkolić swoich młodych działaczy i wykreować z nich przyszłych liderów. Patronat nad tym miał objąć były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Ale sprawę wziął w swoje ręce przewodniczący Wojciech Olejniczak i szybko okazało się, że szkoła to nowe miejsce pracy dla sojuszowych "emerytów", m.in Krzysztofa Janika i Lecha Nikolskiego. To oni mają zadbać o wysoki poziom nowych kadr SLD.

"To miała być akcja na szeroką skalę, chcieliśmy prowadzić wykłady i historyczne, i programowe. Celem było też nauczenie młodych i zdolnych ludzi, jak prowadzić politykę, jak organizować na przykład grupę polityczną" - opowiada DZIENNIKOWI jeden z posłów SLD.

Szef Sojuszu Wojciech Olejniczak inicjatywę też poparł i oficjalnie powołał "szkołę liderów". Do pierwotnego planu wprowadził jednak zmianę: zamiast Kwaśniewskiego szkolić liderów mają bezrobotni dziś politycy SLD. W szkole mają też wykładać, jak twierdzą nasi rozmówcy, Sławomir Sierakowski i Maciej Gdula z "Krytyki Politycznej".

Janik oficjalnie przyznaje, że pomagał przy tworzeniu koncepcji "szkoły liderów". Nasi rozmówcy podkreślają, że miało się w niej szkolić wielu działaczy z całej Polski. Okazuje się, że w zajęciach uczestniczy niewielu ponad czterdziestu. Dlaczego?

"To Olejniczak zapraszał młodych działaczy do tej szkoły. Nie wiem, według jakiego klucza ich wybierał" - mówi poseł Sojuszu. Zdaniem Janika, jednak każdy, kto chciał, mógł w szkoleniu uczestniczyć. "Poza tym, jak to ma być efektywne, to grupa nie może być duża" - dodaje Janik.

Szkoła liderów finansowana jest z pieniędzy SLD. Ale szkoleni są nie tylko młodzi działacze Sojuszu. "Zgłosiła się młodzież z różnych organizacji lewicowych, również z SdPl i Unii Pracy" - wylicza Janik. Nie wszyscy w Sojuszu mają jednak świadomość, że za ich pieniądze uczą się działacze konkurencyjnych partii. "Jeżeli tak jest, to skandal!" - mówi z oburzeniem jeden z członków SLD.

Zdaniem Janika, szkoła kosztuje niewiele, bo partia sponsoruje słuchaczom tylko obiady. Za dojazd zapłacić muszą już sami. A spotkania odbywają się co dwa tygodnie w siedzibie partii w Warszawie przy Rozbrat.
Początkowo plan zakładał, że młodzi działacze spotkają się nie tylko z Kwaśniewskim, ale też np. z byłym premierem PRL Mieczysławem Rakowskim. "Taki Rakowski jest przecież atrakcyjny. To ostatni premier PRL, był wzywany na dywanik do Gorbaczowa, z Helmutem Kohlem się dogadywał" - przekonuje poseł SLD. "Niezależnie od oceny tej osoby, to on jest historyczną postacią, a taki Nikolski czy Janik nie" - dodaje.

Janik zapewnia też, że spotyka się z młodymi działaczami w ramach luźnych, nieoficjalnych pogadanek. Co innego twierdzą inni działacze Sojuszu. "Janik od razu przedstawił się jako opiekun grupy" - mówi jeden z nich. "Ja co najwyżej, jako stary dydaktyk, tylko im doradzam" - przekonuje Janik.

Zgodnie z pierwotnym planem przyszli liderzy mieli się uczyć m.in., jak negocjować czy jak zorganizować konferencję. "To jest wiedza bardzo potrzebna! A to, co jest teraz, to pic na wodę" - denerwuje się poseł SLD.
A czego Janik chciałby nauczyć przyszłych liderów? "Chciałbym pokazać, na czym polega funkcjonowanie państwa, co to jest dialog społeczny" - mówi. Dodaje, że szkoła nie ma na celu wyłaniania liderów, ale tłumaczenie młodym ludziom skomplikowanej rzeczywistości.