PiS złożyło dwa projekty ustaw w tej sprawie. Jak powiedział na wtorkowej konferencji prasowej w Sejmie szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, są one "odpowiedzią na drożyznę zafundowaną przez rząd Donalda Tuska".
Argumentował, że od pierwszego stycznia wzrosły m.in.: podatek VAT, ceny benzyny i energii elektrycznej, a "dodatek drożyźniany" miałby częściowo zrekompensować wzrost kosztów utrzymania.
"Dodatek drożyźniany" dla rodzin - w wysokości 600 zł - miałby być wypłacany raz w roku. Błaszczak tłumaczył, że dodatek przyznawany byłby na każde dziecko w rodzinie, w której dochód miesięczny przypadający na osobę jest niższy niż 1008 zł.
Dzieci otrzymywałyby taki dodatek do osiągnięcia pełnoletności. PiS szacuje, że byłoby ich ponad 7 mln.
"Rodziny wielodzietne to nasza przyszłość. Wsparcie dla rodzin, to wsparcie dla nas wszystkich, kiedy będziemy przechodzić na emeryturę" - przekonywała Halina Olendzka (PiS). "Dzieci powinno się rodzić jak najwięcej, ale jak ma się ich rodzić więcej, skoro Polaków nie stać na to, aby je utrzymać?" - pytała.
Z kolei - według drugiej propozycji PiS - renciści i emeryci otrzymujący miesięcznie mniej niż 800 zł, dostawaliby roczny dodatek w wysokości 700 zł; pobierający świadczenie w wysokości do 1300 zł - 500 zł; pozostali po 250 zł.
Jak powiedziała Małgorzata Sadurska (PiS), dodatek dla emerytów i rencistów stanowiłby "quasi waloryzację kwotową" ich świadczeń; dodatek dla emerytów i rencistów miałby być wypłacany przez ZUS 1 marca - tak jak waloryzacja procentowa.
PiS chce, aby praca nad oboma projektami w Sejmie odbywała się razem.
Według szefa klubu PiS, oba dodatki (dla rodzin i emerytów oraz rencistów) mogłyby zostać sfinansowane dzięki wprowadzeniu tzw. podatku od banków i instytucji finansowych; projekt w tej sprawie - podkreślił Błaszczak - od września ub.r. leży w "zamrażarce" marszałka Sejmu.