Debatę prowadzi gospodarz programu "Drugie śniadanie mistrzów" Marcin Meller. Donald Tusk pytany, czy wciąż uważa że nie ma z kim przegrać, tłumaczył, że kontakt tych słynnych słów był inny. Przekonywał, że zdecydowanie więcej zagrożeń widzi w obozie władzy". "Boję się słabości własnej formacji, nie boję się stanąć debaty z oponentami" - deklarował premier. Dodał, że jeśli zacznie bać rozmowy, to poda się do dymisji.

Reklama

Stwierdził, że nie ma poczucia odpływu poparcia dla PO ze strony tzw. inteligencji. "To, co nazwał bym polską inteligencją, poza wykształceniem i zawodem, jaki ludzie wykonują, to są ludzie najbardziej energiczni, ruchliwi. I tacy ludzie są najbardziej krytyczni" - stwierdził.

O słabości państwa:

Tomek Lipiński z zespołu Tilt pytał szefa rządu, dlaczego polskie państwo nie jest przyjazne dla swoich obywateli, jak ludzie mają uwierzyć w kolejne deklaracje walki z biurokracją, skoro sławetne jedno okienko dla założenia firmy okazało się niewypałem. "Trochę zabrakło może mnie i moi współpracownikom wyobraźni, że nastąpi opór administracji" - przyznał Donald Tusk. Stwierdzał, że musi się zmienić w ludziach przeświadczenie, że urząd to nie władza, ale usługa i pomoc.

Reklama

O jednomandatowych okręgach wyborczych:

Paweł Kukiz stwierdził, że odnosi wrażenie, iż cały czas żyjemy w komunie. "Odnoszę wrażenie, że mamy w Polsce kilka PZPR-ów, kilka partii wodzowskich które się ścierają. Wynika to z niespełnienia przez PO podstawowej obietnicy wyborczej: jednomandatowych okręgów wyborczych" - wyliczał. Podał też osobisty zarzut wobec premiera: Przez trzy lata nie zrobił pan absolutnie niczego w kwestii wypromowania ordynacji większościowej, jednomandatowych okręgów wyborczych.

"Jest inaczej, niż pan definiuje tę rzeczywistość" - odpowiedział Tusk. "Zrobiłem wszystko, co było możliwe. Wszędzie tam, gdzie nie wymaga to zmiany konstytucji, wprowadziliśmy okręgi jednomandatowe" - mówił premier. Zasugerował, by zaprosić innych liderów partii i zapytać ich, jak wiele czasu poświęcili na ich blokowanie.

Reklama

O rosnącej kontroli:

Marcin Meller przywołał opinie ludzi, którzy cztery lata temu głosowali na PO, by nie rządziło PiS. Mówił o planach kontroli internetu, rosnącej liczbie radarów i wniosków o wydanie bilingów. Premier, mówiąc o radarach, stwierdził, że w czasach PiS krytykował stawianie radarów zamiast budowania dróg. "Teraz, jak ludzie jadą przez Polskę, to nie narzekają, że się nie buduje, ale że się właśnie buduje, bo wszędzie są remonty" - mówił. Odnosząc się do bilingów, stwierdził, że problem napęczniał, gdy sprawa dotknęła dziennikarzy. "Tam, gdzie dochodzi do drastycznego łamania prawa przez urzędników, trzeba wkraczać. Dziennikarze nie zostali dotknięci w żaden sposób" - przekonywał premier.

O scenie politycznej:

Zbigniew Hołdys zapytał, co takiego się stało, że "spotkanie premiera z trzema szarpidrutami" wzbudziło takie zainteresowanie. Premie odpowiedzieć nie potrafił, ale sam muzyk odpowiedział: "Po raz pierwszy zdecydował się pan na publiczną rozmowę z tymi, którzy nie uczestniczą w tej (politycznej) grze". "Polska nie jest demokratycznym krajem. (To) kraj, w którym jedna grupa polityków otrzymuje dofinansowanie na swoją działalność, a inna grupa, z powodu braku środków, nie może takiej działalności zacząć" - stwierdził Hołdys. I wytknął Tuskowi, że to on decyduje o tym, kto i w jakim miejscu list wyborczych się znajdzie, a w partii nie ma prawyborów. Muzyk mówił także o upolitycznieniu mediów.

Odpowiadając na zarzut dotyczący wodzowskiego zarządzania partią, premier odparł, że z chęcią zaprosiłby muzyków na spotkanie z przywódcami ugrupowań w krajach Europy Zachodniej. "Ja nie zarobiłem ani złotówki na partii. Może sześć, może dziesięć osób dostaje z tego pieniądze w sensie etatowym" - mówił. Argumentował, że PO jako jedyna wprowadziła do polskiej polityki prawybory przy decyzji o tym, kto ma kandydować na prezydenta. Muzycy odpowiadali, że istniejący system partyjny zamyka możliwość powstawania nowych sił politycznych. "Mnie nie przekonacie, że Polska będzie szczęśliwym krajem, jeśli będzie krajem permanentnej rewolucji politycznej" - odpowiadał Tusk.



O legalizacji marihuany:

Pojawił się także temat legalizacji tzw. miękkich narkotyków. "Mnie do legalizacji marihuany nie przekonacie i kropka" - stwierdził. Deklarował jednak, że w przypadku sprawy sądowej osoby zatrzymanej za posiadanie małej ilości narkotyków, wcześniej niekaranej, będzie możliwość odstępstwa od wymierzenia kary.

O dymisjach w rządzie:

Marcin Meller pytał o pozostawanie w rządzie ministrów Cezarego Grabarczyka i Bogdana Klicha. "Grabarczyk jest dla mnie ministrem, który jest pozytywnie odpowiedzialny za to, że Polska jest teraz jednym wielkim placem budowy. A kwiaty dostał dlatego, że dwie posłanki wykazały się brakiem wyczucia sytuacji" - odparł Tusk. Mówiąc o szefie MON, zaczął mówić o katastrofie smoleńskiej. "Nie podejmę żadnych decyzji personalnych, dopóki nie będzie gotowe polskie stanowisko" - mówił. Dodał, że natychmiastowa dymisja Klicha po 10 kwietnia byłaby wielkim prezentem dla Rosjan, bo byłoby wskazaniem winnego.

O aferze hazardowej:

Premier był pytany także o aferę hazardową. Przyznał, że w jego odczuciu taka afera była. Stwierdził, że Mirosław Drzewiecki sam zadeklarował, że nie chce kandydować, dopóki sprawa nie zostanie do końca wyjaśniona. Podobne stanowisko ma Zbigniew Chlebowski i ja go nie namawiam, by je zmienił - dodał Donald Tusk.

O drogach:

Wracając do tematu budowy dróg, muzycy pytali, dlaczego tak wolno idą remonty zniszczonych nawierzchni, dlaczego co piąty kilometr dopiero co wybudowanej drogi nadaje się do naprawy. "Wybaczcie, ale ja za każdą wywrotką nie jestem w stanie jeździć" - mówił Tusk. Zapewniał, że w Polsce remontuje i buduje się najwięcej dróg w Europie.

O rozroście administracji:

Szef rządu przyznał się do porażki, jaką jest rozrost administracji. "Przyznaję się, że w wielu sytuacjach byłem za słaby" - mówił. I dodał: "Porażka jest bezdyskusyjna. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie dałem rady". "

"Nie jesteśmy narodem aniołów zarządzanych przez bandę idiotów. Jesteśmy narodem na dorobku, nie wszyscy wszystko umieją, wybieramy takich polityków na jakich nas stać" - stwierdził szef rządu.

O porażkach:

Mówiąc o organizacji Euro 2012 stwierdził, że gdyby on był premierem w czasach starań o to prawo, powiedziałby: nie organizujmy. Obietnicą nie do spełnienia nazwał też sprawę laptopa dla każdego gimnazjalisty. "Rozmawialiśmy o tym pięć miesięcy przed Lehmann Brothers - mówił. - Potem okazało się, że nas na to nie stać. Przepraszam".

O kulturze:

Zbigniew Hołdys wytoczył argumenty ludzi kultury, którzy są rozczarowani rządami PO. Tusk odpowiedział, że chętnie spotka się na szerszej debacie na ten temat.

Na koniec Marcin Meller poprosił premiera o to, by bez straszenia PiS-em zachęcił do głosowania na PO. "Ja nie muszę straszyć PiS-em, PiS wystarczająco sam straszy ludzi" - stwierdził szef rządu. Na deklarację adwersarzy, że na nich taki straszak nie działa, odpowiedział: "A wiecie, dlaczego nie działa? Bo od trzech lat nie rządzą".