Było tam mnóstwo Ukraińców i Polaków razem. Był hierarcha Kościoła prawosławnego z całą grupą księży i wiernych. Modlili się głośno w czasie całej smutnej uroczystości. Była w tym, w mojej opinii, potrzeba zrzucenia ciężaru winy i odpowiedzialności. A z polskiej strony - ciężaru bólu, który od tamtego czasu towarzyszy rodzinom. I to w Kisielinie, w scenerii pełnej dramatyzmu: ruiny kościoła, w którym bronili się, a potem ginęli Polacy, groby polskie i żydowskie... - mówił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" o swojej wizycie w Kisielinie Komorowski.
Państwowe obchody uniemożliwił klimat obaw przed 70. rocznicą zbrodni - tłumaczy Komorowski nieobecność na obchodach prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.
Od niepodległego państwa ukraińskiego mamy prawo oczekiwać, że dostrzegą oni i naszą wrażliwość, i np. nie będą stawiać pomników tym, którzy mają na sumieniu zbrodnie wojenne - zauważa jednak prezydent.
Na pytanie dziennikarza "GW" czy Polska powinna prosić o wybaczenie za Wołyń. Prezydent odpowiada, że skala obu zjawisk była inna, więc nie wolno stawiać znaku równości między polskim odwetem a ukraińską zbrodnią, która rozkręciła tę spiralę nieszczęścia.
Jednak my również powinniśmy zatroszczyć się o własne sumienia. Zemsta na przypadkowych ludziach na zasadzie zbiorowej odpowiedzialności jest moralnie nie do przyjęcia, nawet jeśli stoją za nią jakieś bieżące argumenty operacyjne, wojskowe czy polityczne - dodaje Bronislaw Komorowski.