W warszawskiej prokuraturze okręgowej, do której trafiają pisma i zawiadomienia posła Kaczmarka, dziennikarze "Gazety Wyborczej" naliczyli od czerwca ubiegłego roku do chwili obecnej 54 sprawy. Sześć kolejnych trafiło do prokuratur rejonowych.
Do tej pory warszawska prokuratura odmówiła śledztw w 36 sprawach. W sześciu postępowania umorzono. Pozostałe są nadal sprawdzane. Zbadanie prostej sprawy zajmuje przeciętnie miesiąc.
Najwięcej zawiadomień dotyczy funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Były agent informował m.in., że szef SKW gen. Janusz Nosek, który do kontrwywiadu przeszedł z ABW, bezprawnie zatrudniał w SKW funkcjonariuszy Agencji. Prokuratura odmówiła jednak wszczęcia postępowania.
Poseł zasypuje pismami także Prokuraturę Generalną. Od stycznia 2013 r. do dziś złożył 84 pisma
Artykuł 238 kodeksu karnego zakazuje składania fałszywych zawiadomień. Grozi za to nawet do dwóch lat więzienia. W 2008 r. skazano za takie przestępstwo 249 osób, rok temu 142. Najczęściej zapadają wyroki w zawieszeniu i kary grzywny. Tylko kilka osób rocznie skazywanych jest na więzienie.
To musi być przestępstwo umyślne. Składający zawiadomienie musi mieć świadomość, że jest ono fałszywe. Zazwyczaj, żeby się nie narazić na odpowiedzialność, pisze się więc, że ma się podejrzenie przestępstwa, że pisała o tym prasa i niech prokurator to sprawdzi. I co z tym zrobić, zwłaszcza gdy pisze polityk? Oskarżyć go? Zaraz podniesie się wrzawa, że to uderzenie w prawa posła. Jedyna pociecha jest taka, że im głupsze zawiadomienie, tym prokurator ma mniej pracy. Ale im wyżej postawiona osoba, tym dokładniej trzeba to wyjaśnić - powiedział "Gazecie Wyborczej" anonimowy wysoko postawiony prokurator.