Szef PO zaznacza przy tym, że przymiotnik "liberalny" oznacza również liberalizm światopoglądowy. Schetyna zapowiada także, że jeśli Platforma wygra wybory parlamentarne za trzy lata, wówczas przywróci program refundacji zabiegów in vitro, zakończony w tym roku przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła i podejmie próbę uregulowania kwestii związków partnerskich.

Reklama

W najbliższą niedzielę na konwencji w Gdańsku PO ma przyjąć deklarację programową, która nakreśli polityczny kierunek działania tej partii na najbliższe lata.

Panie przewodniczący, w najbliższą niedzielę w Gdańsku PO organizuje ogólnopolską konwencję programową. Kilkakrotnie zapowiadał pan, że będzie to nowe otwarcie dla pańskiej partii. Jaka ma być nowa Platforma?

Na pewno Platforma Obywatelska musi przedstawić nowe założenia programowe, odpowiedzieć na nowe wyzwania, które niesie zmieniające się sytuacja zarówno w Polsce jak i w jej otoczeniu międzynarodowym. Nie tylko w wymiarze politycznym, także społecznym i gospodarczym. Ten początek musi mieć znak nowej jakości. Naszym zadaniem jest pokazać też, że potrafimy wyciągać wnioski z własnych błędów.

Reklama

Wszyscy wyborcy przeciwni PiS-owi lub nim rozczarowani oczekują, że Platforma będzie pełna nowej energii, z dobrymi pomysłami na ludzi, na program, na debatę z Polkami i Polakami, która przybliży nas do wygranych wyborów parlamentarnych za trzy lata. Platforma musi pokazać, że jest dojrzała i ma największe szanse na to, żeby odsunąć PiS od władzy.

Od kilku miesięcy pracujecie nad nowym programem "Polska obywatelska 2.0". Jest już gotowy?

Reklama

Przyjmiemy w niedzielę deklarację programową - to będzie kilkadziesiąt stron naszej syntetycznej analizy - jak widzimy Polskę po PiS, jak widzimy "Polskę 2019 roku plus". Będziemy też mówić o konkretnych rzeczach, które chcemy następnie omówić, przedyskutować z Polakami. Powiemy: chcemy niskich podatków, chcemy jednolitego kontraktu, chcemy dwukadencyjności – choć przy dłuższej kadencji – wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, ale też więcej władzy dla samorządów.

W niedzielę zamykamy etap 28 konwencji regionalnych i wchodzimy w etap przygotowania założeń programowych, z którymi idziemy w Polskę. Uruchamiamy Kluby Obywatelskie, zaczynamy rozmawiać z Polakami. Uważam, że Polacy muszą być aktywni, wyciągać też wnioski z tego, co widzą, jak oceniają rządy PiS. Nie może być tak, że Polacy angażują się w politykę raz na cztery lata. Chcemy ten nasz program pisać razem z Polakami, uważam, że to co przygotowaliśmy, będzie dobrą płaszczyzną rozmowy.

O naszych założeniach i pomysłach będziemy też rozmawiać ze środowiskami pracodawców, związkami zawodowymi tak, jak rozmawiamy ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego o przyszłości szkoły. Będziemy generalnie rozmawiać ze związkami, jak wrócić do dialogu w ramach idei dawnej komisji trójstronnej, jak ustawić podmiotowość rozmów pracodawcy - związkowcy - rząd. Uważam, że tego już raz Platformie zabrakło. Zabrakło nam cierpliwości do tego, żeby budować społeczny konsensus wokół decyzji, które przeprowadzaliśmy, nawet jeżeli były one trudne, ale konieczne.

Czyli to był błąd Donalda Tuska i Ewy Kopacz, że zabrakło dialogu z partnerami społecznymi?

Nie, to były kwestie związane z rozwiązywaniem takich problemów jak np. podwyższenie wieku emerytalnego. Wszyscy wiemy jak trudna była to decyzja, ale musieliśmy ją podjąć. To była wówczas konieczność dziejowa. I ciągle jest. Przy tym kryzysie demograficznym, który jest w Polsce, wiek emerytalny musi być podwyższony. Każdy, kto jest racjonalny i potrafi liczyć, wie, że tak musi być, a wtedy zderzyliśmy się z polityką obietnicy i manipulacji. Zewsząd krzyczano, że nie można podwyższać wieku emerytalnego, bo Polacy i tak za długo pracują.

Przodował w tym PiS. To jest filozofia PiS: "po nas choćby potop" - wydawajmy wszystko, wygrywajmy wybory, miejmy władzę, a potem niech się martwią inni - ci, którzy przyjdą po nas. Odpowiedzialność dojrzałych polityków polega na tym, że trzeba na to patrzeć w dłuższej perspektywie, nie tylko jednej kadencji, ale w perspektywie dobrobytu pokoleń.

Platforma też postanowiła sięgnąć po tą odpowiedzialność? Na początku tego roku, podczas prac w Sejmie nad ustawą w sprawie 500 Plus, postulowaliście wypłatę tych świadczeń na każde dziecko, tymczasem niedawno mówił Pan już o potrzebie wprowadzenia kryterium dochodowego, tak by nie otrzymywali ich najlepiej zarabiający.

Bo liczymy i też jesteśmy elementarnie przyzwoici w tej rozmowie. Mówimy: każde dziecko powinno dostawać wsparcie. Najwięcej jednak rodzice powinni otrzymać na pierwsze dziecko. Tak jest w Skandynawii i w Wielkiej Brytanii, bo to jest dopiero sposób, który skutecznie rozwiązuje demograficzny problem. Te 24 miliardy złotych przeznaczone na "500 plus" trzeba dobrze wydać. Uważam, że nie ma sensu dawać tych pieniędzy wszystkim rodzinom, osobom dobrze sytuowanym, bo one na to ani nie czekają, ani tego nie potrzebują, a trzeba przeznaczyć je tam, gdzie te pieniądze będą pracowały na autentyczną poprawę życia, cywilizacyjną i społeczną.

A jakie powinno być to kryterium dochodowe?

To trzeba spokojnie policzyć. Uważam, że to jest możliwe tak, żeby tych pieniędzy wystarczyło.

W niedawnym wywiadzie dla "Do Rzeczy" mówił Pan: "Jestem zwolennikiem utrzymania przez PO konserwatywnej kotwicy; chcę powrotu do źródeł Platformy, czyli jej liberalno-konserwatywnego charakteru; chcę też, by była w swym przekazie chadecka". Co w praktyce ma oznaczać ta chadeckość? Ubiegłotygodniowe głosowania w Sejmie pokazały, że głosowaliście liberalnie - większość klubu PO opowiedziała się za odrzuceniem projektu dotyczącego zakazu i penalizacji aborcji i za dalszymi pracami nad projektem lewicowym, który dopuszcza przerywanie ciąży na życzenie.

To nie ma nic wspólnego z chadeckością czy liberalizmem. To kwestia rozsądku i odpowiedzialności za Polskę. Byliśmy przeciwko jednemu i drugiemu projektowi, bo byliśmy za utrzymaniem obecnego kompromisu. PiS podczas piątkowych głosowań złamał swoją obietnicę i projekt obywatelski, ten liberalny, wyrzucił do kosza, mimo że obiecał, że każdy obywatelski projekt będzie trafiał do komisji, do prac w Sejmie. Jesteśmy przeciwko każdej zmianie - i tej zaostrzającej, i tej liberalizującej, bo chronimy kompromis.

Według pana źle się stało, że Sejm będzie pracował nad zaostrzeniem prawa do przerywania ciąży?

To będzie nas wszystkich bardzo dużo kosztowało w sensie dalszego zaburzenia relacji między Polakami. Wojna domowa o aborcję jest czymś fatalnym, to jest katastrofa, bo wszystko inne przestaje się liczyć, a ona będzie dominować publiczną przestrzeń. I to się zawsze źle kończyło, bo dojdzie do totalnego podziału. Ten projekt jest wyjątkowo restrykcyjny, bolesny i szkodliwy, wręcz barbarzyński. Uważam, że nie powinno się go w ogóle składać.

Pan nie przewiduje głosowania za jakimkolwiek przepisem, który ograniczy stosowanie w Polsce aborcji?

Absolutnie nie, bo to jest absurdalne. Nie będziemy też zwolennikami, by liberalizować ustawę, bo to zawsze jest jak wahadło - jeżeli pójdzie w jedną stronę i ktoś będzie uważał, że trzeba teraz zaostrzać przepisy aborcyjne, to będzie kiedyś inna większość i wahadło pójdzie w drugą stronę. I znów się zacznie światopoglądowa wojna o aborcję.

I to wasze poparcie dla kompromisu aborcyjnego ma być wyrazem "konserwatywnej kotwicy" PO?

Obecna ustawa, jeśli chodzi o standardy panujące w Europie, jest raczej konserwatywna, ale chcemy jej utrzymania właśnie po to, żeby nie było pokusy następnych zmian.

A co z in vitro? Czy obecne przepisy należałoby zaostrzyć?

Nie. Zapowiadałem już, że pierwszą decyzją następnego rządu po wygranych wyborach będzie powrót do programu refundacji in vitro. Jak można było zamknąć projekt, którego efektem było ponad 6 tysięcy urodzin dzieci i tyleż szczęśliwych rodzin?

Ale refundacja in vitro to tak naprawdę postulat lewicowy, nie konserwatywny.

Dlatego mówiłem o wariancie konserwatywnym i liberalnym.

To czym ideologicznie ma się różnić Platforma Grzegorza Schetyny od Platformy Ewy Kopacz?

A dlaczego ma się ideologicznie różnić?

Bo Pańskie deklaracje z wywiadu "Do Rzeczy" odczytano jako zapowiedź "skrętu w prawo".

Nigdy nie zapowiedziałem skrętu w prawo - powiedziałem tylko o konserwatywnej kotwicy, która spowoduje, że Platforma będzie partią centrum, nie pójdzie w lewą stronę. Uważam, że partia centrum z silnym konserwatywnym i liberalnym filarem ma największy sens i największą szansę, żeby odebrać władzę PiS. Platforma powstawała jako właśnie taka partia i taką partią ciągle jest. Jesteśmy w tym zatem autentyczni, a tym samym będziemy też skuteczni.

Jeżeli natomiast pyta mnie pani o lewą stronę, to musiałbym się na przykład licytować z PiS na "550 plus" albo "600 plus", na zwykłe rozdawanie pieniędzy. To jest dla mnie propozycja lewicowa, żeby rozdawać więcej pieniędzy, a ja nie jestem zwolennikiem tego typu skrajnego, lewicowego populizmu.

Czyli ten człon "liberalny" odnosi się do spraw światopoglądowych?

Tak - i do światopoglądu, ale też do promocji przedsiębiorców, gospodarki, do wolności. To było zawsze wyeksponowane w naszym programie, tylko nie może być to jedyne przesłanie. Dlatego mówimy także o wariantach konserwatywnych. Będziemy na pewno proponować też nowe rzeczy, przynajmniej do dyskusji. To jest na przykład kwestia rozliczeń podatkowych, żeby promować rodziny wielodzietne i wielopokoleniowe.

A czy Platforma będzie chciała podjąć jeszcze w przyszłości temat związków partnerskich?

Jestem zwolennikiem unormowania kwestii związków partnerskich. One nie mają teraz szansy na przeprowadzenie ze względu na większość parlamentarną PiS, ale wrócą. Ja tylko nie chcę robić wokół tego taniej ideologii typu: akceptując związki partnerskie, jestem przeciwko rodzinie. To z gruntu fałszywa alternatywa.

Na początku naszej rozmowy wspomniał Pan o potrzebie wyciągnięcia wniosków z błędów waszej dotychczasowej działalności. Pan już wie jakie błędy złożyły się na ubiegłoroczną porażkę wyborczą PO?

Myślę, że przy tym wszystkim dobrym, co zrobiliśmy przez osiem lat, ważne przesłanie zostało przez nas źle przedstawione obywatelom. Nie byliśmy w stanie odpowiedzieć na kampanię wyborczą PiS, na ich fałszywe obietnice i oszustwa wyborcze. Uważaliśmy, że rzeczywistość, którą realizujemy przez te ostatnie lata, nas obroni - że to, co udało nam się w Polsce zmienić, jest bezsporne.

Tak się jednak nie stało i z tego trzeba wyciągnąć wnioski, podkreślić, że nie wystarczy modernizować, dobrze wydawać środki europejskie, budować drogi, zmieniać kolej, rewitalizować miasta, że trzeba też walczyć o to, żeby Polacy coraz lepiej zarabiali, mieli łatwiejszy dostęp do miejsc pracy, żeby mieli lepszą szkołę. Dzisiaj widzimy więc, że te akcenty muszą być ustawione inaczej. Rolą rządu jest zbudowanie takiego wariantu, w którym obywatelom po prostu będzie żyło się lepiej.

Czyli zabrakło oferty dla ludzi, takiego waszego "500 Plus"?

Tak. Nie było tego, taka jest prawda. Byliśmy odpowiedzialni za budżet. Dziś widać jak PiS wywraca finanse publiczne, zadłuża Polskę i już dziś wiadomo, że w 2019 roku będzie to ogromny problem dla następnej ekipy rządowej.

Jerzy Sawka w poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej" stawia tezę, że po wyborach parlamentarnych za trzy lata może Pan zawiązać koalicję z PiS. Dopuszcza Pan taką możliwość?

Nie, PiS trzeba odsunąć od władzy i trzeba to zrobić w twardy, konsekwentny sposób. I tylko Platforma Obywatelska może to zrobić - w sensie organizacyjnym, programowym, dzięki także politycznej dojrzałości i doświadczeniu. Uważam, że to będzie decydujące. Będziemy świadkami starcia dwóch bloków. Jestem przekonany, że Platforma będzie tutaj wsparta przez te wszystkie ugrupowania, które nie akceptują polityki PiS. Ustalimy zasady programowe i organizacyjne razem. Nie mam złudzeń, że większość przygotowań spadnie na barki Platformy, trochę tak, jak organizacja i promocja demonstracji 7 maja, największej z dotychczasowych.

Wierzę, że tak będzie w rozdaniu wyborczym 2019 roku, dlatego uważam, że nie warto się kłócić i spierać po stronie opozycyjnej. I mówię to wszystkim kolegom i koleżankom po stronie opozycyjnej. Jeżeli chcecie wygrać wybory, musicie szukać między sobą tego, co jest wspólne, a nie tego, co dzieli.

Ale liderzy, czy KOD Mateusz Kijowski, czy Nowoczesnej Ryszard Petru to panu zarzucają brak chęci współpracy. Kilka miesięcy temu powstała koalicja "Wolność, Równość, Demokracja" z udziałem KOD, Nowoczesnej, SLD, Stowarzyszenia Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej. Platforma nie przystąpiła do niej.

Uważam, że robienie koalicji trzy lata przed wyborami jest błędem, bo w ten sposób pokazujemy jak bardzo się różnimy. Po co? Lepiej niech każdy pracuje ze swoimi wyborcami, ludźmi, którzy wspierają poszczególne ugrupowania, a potem połączmy siły. Dzisiaj budowanie wspólnego programu partii tak bardzo różnych jak te, które tworzą "WRD", jest niemożliwe, nieskuteczne i nierealne.

I pan zaproponuje przed wyborami tworzenie takiego bloku na czele z Platformą?

Zobaczymy, kto będzie najsilniejszy, kto będzie wtedy liderem opozycji i będzie miał polityczne prawo, żeby pokazać zręby konstrukcji wyborczej, ale to musi być akceptowane przez wszystkich, którzy będą w tym uczestniczyć.

Jeżeli Platforma okaże się tym liderem, będzie miała największe poparcie w sondażach, to Pan taki blok zaproponuje?

Będziemy proponować, oczywiście.

I Pan będzie wówczas liderem tego bloku i kandydatem na premiera?

Nie mam problemów z tym, żeby być liderem, ani żeby być kandydatem na premiera. Ja chcę zbudować taką konstrukcję wyborczą w 2019 roku, żeby wygrać wybory. I wiem, że zostało jeszcze trzy lata i jeszcze bardzo dużo pracy przed nami. Jeśli ktoś mi chce powiedzieć, że to trzeba zrobić dziś, w tym, albo najpóźniej w przyszłym tygodniu, to uważam, że nie ma racji. Albo jest politycznie niedojrzały i niedoświadczony, albo ma złe intencje. Dzisiaj nic się nie rozstrzygnie, dzisiaj musimy dobrze ze sobą współpracować i przekonywać Polaków, że rząd PiS Polsce szkodzi i że PiS trzeba raz na zawsze odsunąć od władzy. Tylko tyle i aż tyle…