Wczoraj odbyła się pierwsza narada w tej sprawie. Według naszych informacji w grę wchodzi pięć scenariuszy prowadzących do zacieśnienia współpracy między stolicą i położonymi wokół niej gminami. Cecha wspólna: wszystkie zakładają dobrowolność współpracy samorządów i nie tworzą odgórnie nowej jednostki samorządowej, jak to ma miejsce w przypadku projektu PiS. Ale też żaden nie jest pozbawiony wad. Oto opcje, jakie są na stole:
Związek gminno-powiatowy. Możliwość powołania takiej formy współpracy istnieje od 2016 r. Dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe będzie wykonywanie zadań publicznych wykraczających poza zakres właściwości jednego szczebla samorządu, czyli np. w obszarze drogownictwa i transportu publicznego (za inne drogi odpowiadają gminy, a za inne powiaty – istnieje możliwość koordynacji działań). – Kolejną korzyścią jest to, że w strukturę takiego związku mogłaby wejść Warszawa jako miasto na prawach powiatu, a więc nie trzeba byłoby dzisiejszej stolicy przekształcać w gminę Warszawa, jak chce PiS – zwraca uwagę dr Stefan Płażek z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Związek komunalny. Czyli współpraca międzygminna. Problemem może być to, że nie daje takich możliwości jak związek gminno-powiatowy (w zakresie zadań możliwych do realizacji). – Budżet raz w roku zatwierdzać musi zgromadzenie związku, a to oznacza brak stabilności finansowej w dłuższym okresie – zwraca uwagę jeden z samorządowców. Utrudnione byłyby duże inwestycje realizowane przez kilka lat. Plusem jest to, że statut związku może przewidywać, że część gmin mogłaby mieć więcej niż jednego przedstawiciela w organach stanowiących (odpowiednik rady). W efekcie im większa jednostka, tym większe jej znaczenie.
Związek metropolitalny. Ta koncepcja nawiązuje do rozwiązań przyjętych przez poprzedni rząd w ustawie z 2015 r. Wówczas powiaty wokół Warszawy pozostałyby nienaruszone (PiS dopuszczał likwidację niektórych z nich wskutek „włączenia” gmin do Warszawy). Ale do powołania takiej jednostki potrzebna byłaby zgoda rady „miasta rdzeniowego”, czyli stolicy oraz 70 proc. gmin i 50 proc. powiatów. Tak powołany związek nie zmienia ani uprawnień włodarzy miast i gmin, ani sposobu funkcjonowania gmin w zakresie kompetencji niezastrzeżonych dla metropolii. Rodzą się jednak pytania, czy wszystkim taka formuła współpracy się opłaci? – Mówimy o związku, w którym Podkowa Leśna czy Pruszków musiałyby oddać kilka procent ze swojego udziału w PIT jako składkę. Inna sprawa: niektóre gminy mają już zorganizowany transport pomiędzy sobą i mogą nie czuć potrzeby dorzucania się do komunikacji na obszarze całej metropolii – zastanawia się wysoki rangą urzędnik stołecznego ratusza. Jego zdaniem trzeba więc albo założyć niższy poziom składki dla członków związku (co ograniczy jego możliwości), albo ustalić, że jednostka otrzyma bonus w postaci 5 proc. z PIT pobieranego od podatników zamieszkałych na obszarze związku metropolitalnego.
Reklama
Specustawa. W praktyce chodziłoby o dostosowanie do potrzeb aglomeracji warszawskiej przyjętego niedawno przez rząd projektu ustawy dla Górnego Śląska. Nie przewiduje on udziału powiatów w związku metropolitalnym. Nie ma też mowy o prezydencie metropolii, lecz o kilkuosobowym zarządzie. Do rozstrzygnięcia pozostałby sposób wybrania radnych (projekt ustawy dla Śląska mówi o jednym przedstawicielu każdej gminy – a więc wracamy do problemu reprezentatywności rady, gdzie dwustutysięczny Mokotów i dziesięciotysięczna gmina Izabelin miałyby po jednym reprezentancie). Dla samorządów plusem może być to, że „ustawa śląska”, na której rozwiązanie miałoby się wzorować, zakłada, że w zakresie transportu lokalnego wszelkie zadania koordynacyjne byłyby możliwe tylko po zawarciu stosownych porozumień między jednostkami. A to oznacza większą elastyczność, ale pod warunkiem, że nie dojdzie do sporów.
Umowa cywilnoprawna między samorządami. Ta formuła wydaje się najmniej pewna. – Wadą może być słaba więź między jednostkami. Wystarczy, że dojdzie do jakichś scysji między uczestnikami, i umowa zostanie zerwana – wskazuje dr Płażek. Inna sprawa, że przy takiej umowie wszystko trzeba byłoby ustalać od zera: zakres zadań, kompetencje, organy, warunki podtrzymywania i wypowiedzenia umowy itd. Prościej byłoby skorzystać z gotowych rozwiązań przewidzianych w przepisach, czyli wybrać np. jakiś rodzaj związku dopuszczony przez ustawę o samorządzie gminnym.
W PiS nieoficjalnie słyszymy, że prace nad ostateczną wersją projektu mogą rozpocząć się w marcu. Być może pomysły samorządowców zostaną w nim w jakiejś mierze wykorzystane.
Zdaniem dr. Płażka to dobrze, że samorządy podejmują dialog między sobą. – Projekt PiS zakłada, że dobrowolnie do ładu się nie dojdzie, stąd próba odgórnego narzucania reguł. Skoro teraz trwają ustalenia między samorządami, oznacza to, że założenie przyjęte przez tę partię jest z gruntu złe – twierdzi ekspert.

Prezes PiS zapowiada poprawki w ustawie warszawskiej

Bezpośrednie wybory burmistrzów warszawskich dzielnic oraz większa autonomia tych jednostek - takie zmiany w projekcie ustawy warszawskiej miał zapowiedzieć Jarosław Kaczyński kilka dni temu na zamkniętym spotkaniu z warszawskimi działaczami tej partii.
Takie informacje podała Polska Agencja Prasowa, powołując się na rozmowę z jednym z uczestników spotkania. Będzie nowa nazwa, bezpośrednie wybory burmistrzów dzielnic, większa niezależność dzielnic, dotychczasowe zasady wyborów w gminach i wybory na zasadach większościowych do rady metropolii - powiedział PAP warszawski polityk PiS.
Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ocenia, że bezpośrednie wybory burmistrzów dzielnic to odważna koncepcja. Oznacza bowiem podniesienie rangi tego urzędu i problemy z ewentualnym odwołaniem takiego burmistrza - zwraca uwagę.
Zaskakująca może być zapowiedź większościowych wyborów radnych metropolii warszawskiej. Jeszcze niedawno autor projektu ustawy Jacek Sasin w wywiadzie dla DGP zapewniał, że radni wybierani będą w systemie proporcjonalnym. Przekonują mnie argumenty, że wówczas [przy wyborach większościowych i wymogu tzw. podwójnej większości – red.] proces decyzyjny w takiej radzie byłby obarczony ryzykiem klinczu. Nie ukrywam, że decyzja o jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW) w przypadku radnych była trudna dla naszego środowiska, bo z zasady jesteśmy przeciwni JOW-om - mówił poseł Sasin. Jarosław Flis podejrzewa, że prezes PiS mógł się w tej kwestii... pomylić lub też w partii wciąż trwają dyskusje, na jaki system wyboru radnych się zdecydować.