Prokuratura podała, że małżonkowie zatajali też na swoich kontach bankowych kwoty 326 tys. zł w 2011 r. i 124 tys. zł w 2012 r.

Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do spraw przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu prowadzi postępowanie, w którym małżonkowie Magdalena i Paweł Adamowiczowie usłyszeli zarzut z art. 56 par 1 i 2 k.k.s. w związku z nieujawnieniem dochodów.

Reklama

- Zarzut ten został im przedstawiony w sierpniu 2016 r. przez funkcjonariuszy skarbowych Pierwszego Urzędu Skarbowego w Gdańsku W grudniu 2017 r. zarzut ten został uzupełniony o kwotę zaniżonego podatku dochodowego od osób fizycznych w związku z niewłaściwym rozliczaniem dochodu - wyjaśniła rzecznik PK prok. Ewa Bialik.

Przestępstwo polegało na ukryciu środków pieniężnych, poprzez zatajenie ich na rachunkach bankowych w kwocie ok.326 tys. zł w 2011 r. i 124 tys. zł w 2012 r. oraz zatajenia informacji o dochodach uzyskiwanych z wynajmu mieszkań w kwocie 25 tys. zł w 2011 r. i w kwocie 20 tys. zł w 2012 r., przez co uszczuplono podatek na rzecz skarbu państwa w kwocie 130 tys. zł – podała Bialik.

Paweł Adamowicz w wydanym oświadczeniu podkreślił, iż podobne zarzuty zostały postawione już znacznie wcześniej na podstawie decyzji organu podatkowego.

Reklama

"Co istotne, ta decyzja organu podatkowego została uchylona przez sąd. Po decyzji prokuratura postawiła kolejne zarzuty, pomimo że postępowanie podatkowe nie zostało zakończone. Tym samym prokuratura wykazuje się nadgorliwością. Choć może nie powinno to zaskakiwać, gdyż wiadomo, kto ją nadzoruje" - napisał Adamowicz.

Według niego nieprawdziwe jest stwierdzenie, że zatajono "dochód z wynajmu mieszkań". Dodał, że najem mieszkań był i jest zgłaszany do właściwego organu podatkowego i z tego tytułu były i są odprowadzane zryczałtowane podatki, co nigdy nie zostało zakwestionowane przez organy podatkowe.

"W obecnej sytuacji politycznej prokuratura uznała, że jest to prowadzenie działalności gospodarczej. Ten wątek z pewnością również trafi do sądu, ponieważ to sąd, a nie prokuratura decyduje o tym, co jest zgodne z prawem, a co nie" - napisał prezydent Gdańska.

"Ta nagonka ma podważyć zaufanie mieszkańców do urzędu i do mnie. Tymczasem od kilkunastu lat Gdańsk intensywnie się rozwija dorównując europejskim miastom. Te pozytywne zmiany są zauważane i doceniane choćby w postaci czołowych miejsc w rankingach, plebiscytach, uznaniu turystów i przede wszystkim mieszkańców. I na pracy na rzecz gdańszczanek i gdańszczan skupiałem się i nadal będę się skupiał. A o tym czy Prezydent wypełnia swoje obowiązki decydują w wyborach mieszkańcy" - podkreślił Adamowicz.

Jego zdaniem w obecnej sytuacji politycznej decydentom tzw. "dobrej zmiany" zależy na mnożeniu wątków i przeciąganiu całej sprawy. "Mówiąc językiem potocznym na +grillowaniu mnie+" - zaznaczył.

"Świadczyć o tym mogą różne działania, takie jak wzywanie do sądu coraz to nowych świadków, wzywanie na przesłuchanie mojego 90-letniego ojca, który kilka miesięcy wcześniej uległ poważnemu wypadkowi i nie może chodzić, czy nachodzenie mojego domu w godzinach nocnych, a nawet próby zastraszania jednego z moich pełnomocników" - napisał Adamowicz.

Przypomniał, że od dwóch lat Urząd Miasta w Gdańsku jest nieustannie kontrolowany przez różne organy państwa, a urzędnicy nieustannie przesłuchiwani.