- Nie oczekujemy tysiąca złotych, bo to jest absolutnie nierealne i odbiera możliwość podwyżek dla innych grup zawodowych. Chodzimy bardziej twardo po ziemi, a oczekiwania pana Broniarza są zaporowe, nie do zrealizowania, i w naszej ocenie mają kontekst polityczny – mówił w czwartek rzecznik "S" Marek Lewandowski.
Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych w styczniu rozpoczęły procedury sporu zbiorowego. W ich ramach przeprowadziły referenda strajkowe. Oba związki domagają się podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, innych pracowników pedagogicznych i pracowników niebędących nauczycielami o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r.
- Przypomnę, że pan Broniarz w 2008 r. za świadczenia kompensacyjne dla nauczycieli sprzedał innych pracowników sfery finansów publicznych, sprzedał ich emerytury pomostowe, które zostały odrzucone po wecie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Właśnie do spółki z SLD, PO, PSL – zauważył rzecznik "S" i dodał, że Broniarz nie jest partnerem, który działa na rzecz wszystkich pracowników, a ZNP to "monozwiązek".
W ocenie Lewandowskiego Broniarz "ma do tego pełne prawo, ale "S" zrzesza wszystkich pracowników, wszystkie grupy zawodowe i nie dopuści do tego, żeby kosztem jednej grupy inne znów czekały na podwyżki".
- W kontekście tego strajku musimy sobie jasno powiedzieć, że zrzeszająca wszystkie grupy zawodowe "Solidarność" nie zgodzi się na sytuację, że jedna grupa zawodowa dostanie podwyżki, a pozostali – pracownicy sądów, muzeów, archiwów, prokuratur, urzędów znowu zostaną na lodzie – podkreślił.
W jego ocenie "musimy szukać takiego kompleksowego rozwiązania, aby pracownicy sfery finansów publicznych otrzymali podwyżki podobne jak policjanci, strażacy, służby mundurowe". Dodał, że chodzi o kwotę w okolicach 650 zł, co jest punktem wyjścia działań "S", także jeśli chodzi o podwyżki dla nauczycieli.
- Różnimy się od ZNP kwotą i formą protestu, a co do zasady jesteśmy zgodni – dodał Lewandowski i podkreślił, że "S" chce załatwiać te sprawy między dorosłymi. - Nie chcemy brać dzieci na zakładników – dodał.
- Nie wolno dyskryminować jednych grup kosztem drugich. Skoro jednym podwyżki się należały, pozostali też muszą takie otrzymać. Jeżeli nie można było dać 650 zł w całej sferze finansów publicznych, to znaczy, że tę biedę należało podzielić – mówił rzecznik "S". Przypomniał, że rząd w zeszłym roku przyznał podwyżki w wysokości 650 zł "jednej z grup zawodowych w budżetówce".
Według niego podwyżki dla służb mundurowych zniszczyły ustalenia z premierem w kwestii podwyżek dla pracowników budżetówki.
- Stąd mamy taką sytuację, jaką mamy, gdzie grupy pracownicze mają słuszne roszczenia i oczekiwania. Do tej całej sytuacji rząd doprowadził swoją niefrasobliwością, żeby nie powiedzieć głupotą – zauważył Lewandowski.