Tymczasem już pierwsze praktyki rządzącej większości - casus wyboru wicemarszałka Senatu i komisji do spraw służb specjalnych - dowodzą, że istnieje ryzyko, że rządzący obóz wskoczy w buty PiS, a więc ulegnie pokusie używania władzy, ile wlezie, w imię budowy lepszej przyszłości. Przestrzegam przed tym. Dzień, w którym większość rządowa zapomni, że demokracja musi gwarantować prawa mniejszości, będzie oznaką przyszłej klęski.
Źródłem utraty władzy dotychczas rządzącego obozu było jej nadużywanie. Przejawiało się to między innymi blokadą powołania komisji śledczej dla zbadania kilku poczynań służb specjalnych. W gruncie rzeczy też PiS uczynił więcej niż można, aby komisje nie powstały. Gdy nie miał już większości dyspozycyjnej w Sejmie, sięgnął do prawnych kruczków będących w dyspozycji marszałka. Wniosek stąd jest jeden. Należy teraz zweryfikować przepisy regulaminu sejmowego, jak i tryb powoływania komisji śledczych tak, aby stały one na straży praworządności.
Co przez to rozumiem? Po pierwsze, należałoby wprowadzić regulaminowy przepis, że wniosek o powołanie komisji musi być głosowany w Sejmie w ciągu najdalej dwóch tygodni czy miesiąca od daty złożenia. I przyjąć zasadę, że do powołania komisji wystarczy kwalifikowana mniejszość, czyli 35 bądź 40 procent ogółu posłów. Dlaczego?
Komisje, jak rzekło się powyżej, powinny być batem na pokusy nadużywania władzy. W sytuacji, gdy do ich powołania niezbędna jest, tak jak dzisiaj, większość sejmowa, przepis ten staje się martwy. Bo zgodnie z zasadą: śmierć frajerom, większość rządowa zawsze będzie blokowała obdarowanie opozycji bacikiem na samą siebie. Casus sprawy Rywina jest w tym względzie tak pouczający, że do dziś komisja Ziobry i Rokity śni się po nocach Millerowi. I w rezultacie żaden premier - patrz J.K. w poprzedniej kadencji - nie przymuszony nie wsadzi głowy pod komisyjną gilotynę.
Jeśli więc pan premier Donald Tusk chce dowieść swych dobrych intencji, w które tak wielu z nas uwierzyło 21 października, niech zmieni prawo zgodnie z sugerowanym tutaj konceptem - dorzucając jeszcze do kompletu wydzielenie urzędu prokuratorskiego z Ministerstwa Sprawiedliwości. Będzie to dowód jego rzeczywistego przywiązania do demokracji.