Poparcie przez Polskę polityki USA w sprawie Iraku doprowadziło do gwałtownego pogorszenia stosunków polsko-niemieckich. Polska była wtedy bardzo krytykowana przez polityków niemieckich i niemieckie media. Rządził wówczas Leszek Miller, a prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. Tymczasem ówczesny kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder (zresztą wraz z prezydentem Francji Jacques’em Chirakiem) miał zupełnie odmienną wizję relacji amerykańsko-europejskich. Prowadził politykę niechętną USA, a z drugiej strony prorosyjską, która zaowocowała słynnym Gazociągiem Bałtyckim.
To w tych czasach bliskich relacji niemiecko-rosyjskich tzw. Trójkąt Weimarski prawie zanikł. Dodatkowo stosunki polsko-niemieckie pogorszyła polityka historyczna rządu Schroedera. SPD co prawda oficjalnie nie popierało i nie popiera inicjatyw Eriki Steinbach. Ale działalność jej i Powiernictwa Pruskiego były i są tolerowane. Zwłaszcza Związku Wypędzonych, który jest dotowany z pieniędzy publicznych. Poprzedni rząd niemiecki, podobnie zresztą jak obecny, popierał też wiele innych działań zmierzających do wzmocnienia tożsamości narodowej Niemiec.
Niemcy nie otworzyły też rynku pracy dla Polaków po naszym wejściu do UE. Pojawiły się także naciski na zharmonizowanie polskich podatków z niemieckimi, gdyż według Schroedera były one za niskie, co miało szkodzić gospodarce niemieckiej. Myślę, że na stosunki polsko-niemieckie zły wpływ miało też szybkie forsowanie, zwłaszcza przez Niemcy i Francję, tzw. konstytucji europejskiej. Zbiegło się z wejściem nowych krajów i w gruncie rzeczy nowy traktat miał zmienić warunki naszego członkostwa w UE. Pod naciskiem opozycji, w tym PO, rząd polski nie mógł udawać, że tego nie widzi. Polskę i Niemcy podzielił też stosunek do tzw. pomarańczowej rewolucji na Ukrainie.
Rząd Schroedera zastąpił rząd Angeli Merkel i koalicji CDU-SPD, a polityka niemiecka i sytuacja polityczna w wielu aspektach się nie zmieniła. Związek Wypędzonych jest politycznie powiązany z rządzącą CDU, wciąż utrzymywany jest przy życiu dzięki dotacjom z pieniędzy publicznych. Powiernictwo Pruskie, choć czasem krytykowane, bez większych przeszkód podnosi kwestię niemieckich indywidualnych roszczeń wobec Polski. Gazociąg Bałtycki jest wciąż budowany. Mniejszość polska wciąż nie cieszy się w Niemczech takimi prawami, jak mniejszość niemiecka w Polsce. Takie są realia i musi je brać pod uwagę każdy rząd.
Często, zwłaszcza ze strony niemieckiej, słyszymy słowa o potrzebie pojednania. Tymczasem to już się dokonało. Mimo doświadczeń historycznych nasze kraje są przecież sojusznikami w ramach NATO, utrzymują normalne stosunki dyplomatyczne i gospodarcze, Polacy i Niemcy normalnie kontaktują się ze sobą. Ale pojednanie nie wyklucza rozbieżności interesów i napięć. Nie musi też oznaczać bezkrytycznej miłości. Słabszy partner, czyli Polska, nie musi akceptować wszystkich propozycji niemieckich.
Po wyborach w 2005 roku stosunki polsko-niemieckie się zaostrzyły.
Bracia Kaczyńscy już przed wyborami byli postrzegani jako twardy rozmówca dla Niemców. Byli jednocześnie bardzo niepopularni w Niemczech - Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy polecił policzenie strat wojennych polskiej stolicy. Dlatego szybko niemieckie media zaczęły określać ich jako polityków antyniemieckich. Przyszło im to tym łatwiej, że nałożyło się to na ostry konflikt polityczny w Polsce. Opozycja, a także niechętne PiS media tolerowały ostry ton prasy niemieckiej, z rzadka odpierając zupełnie niestosowne, brutalne ataki. Żadna, nawet najbardziej niesmaczna krytyka Polski czy polskich postulatów nie została zdecydowanie potępiona jako antypolska.
Nowy rząd został w Niemczech powitany z wielkimi nadziejami. I to mimo że ministrem spraw zagranicznych został w nim Radosław Sikorski, który porównał Gazociąg Bałtycki do paktu Ribbentrop-Mołotow. Gdy Sikorski był jeszcze w rządzie PiS, spotkał się w Niemczech z ostrą krytyką. Czy zostanie to niedługo przypomniane? To zależy od polityki, jaką będzie prowadził Sikorski, m.in. w sprawie gazociągu.
Jeśli ta wypowiedź zostanie przypomniana, byłby to pierwszy sygnał, że władze niemieckie i niemiecka opinia publiczna niekoniecznie są zadowolone z polityki nowego rządu. Na razie jednak niezwykle ciepło przedstawia się w Niemczech zwłaszcza Donalda Tuska, podkreśla się związki jego rodziny z Niemcami, że pochodzi z pogranicza polsko-niemieckiego, a więc oczekuje się, że będzie miał więcej zrozumienia np. dla cierpień niemieckich podczas II wojny światowej i idei Centrum Przeciwko Wypędzeniom.
Jestem bardzo ciekawy, jak będzie kształtować się współpraca Polski z Niemcami za rządów koalicji PO-PSL. Czy będą to stosunki prawdziwie partnerskie, czy też Polska będzie pełnić rolę rodzaju podopiecznego Niemiec, tak jak to było w latach 90.? Czy zostanie jakoś rozwiązana sprawa roszczeń niemieckich? Czy polska polityka historyczna, zmierzająca do prostowania różnych fałszywych wyobrażeń o Polsce na arenie międzynarodowej, będzie kontynuowana? To wszystko są otwarte pytania.
Są w Niemczech politycy, dziennikarze, intelektualiści, których możemy przekonać do swych racji. Skoro nowa ekipa rządowa deklaruje wielką wolę poprawy stosunków polsko-niemieckich, mogłaby zacząć od zainwestowania pieniędzy w utworzenie dobrze wyposażonej polskiej katedry na którejś z prestiżowych uczelni niemieckich lub w stypendia dla niemieckich studentów i badaczy. Warto inwestować w promocję Polski, polskiej kultury i polskich interesów, pomoc Polonii nie tylko na Wschodzie, ale również m.in. Niemczech.