PiS jeszcze nie skończył z powyborczymi rozliczeniami i wyciąganiem wniosków z majowych „niewyborów”. Tym razem chodzi o to, kto miałby w przyszłości elekcje organizować. Dziś odpowiada za to Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), Krajowe Biuro Wyborcze (KBW) wraz z delegaturami, korpus 2,6 tys. urzędników wyborczych podlegających KBW, setka komisarzy wyborczych oraz samorządy. Te ostatnie odpowiadają m.in. za spisy wyborców, zorganizowanie lokali wyborczych, drukowanie obwieszczeń czy wyposażenie komisji.
Dwa pomysły, cel jeden
W PiS jednak pojawiła się koncepcja, by stworzyć wyodrębnioną administrację wyborczą, która przejęłaby zadania, za które dziś - zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym i kodeksem wyborczym - odpowiadają wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast. Jak słyszymy, na razie są dwie koncepcje planowanej rewolucji.
Pierwsza zakłada, że nowy "korpus wyborczy" podlegałby MSWiA, które po noweli kodeksu wyborczego z 2018 r. i tak zwiększyło swój wpływ na organizację wyborów. To na wniosek ministra spraw wewnętrznych i administracji PKW powołała setkę komisarzy wyborczych. Resort również zaproponował PKW troje kandydatów na szefa KBW – ostatecznie konkurs w 2018 r. wygrała Magdalena Pietrzak.
Druga koncepcja zakłada, że administracja wyborcza funkcjonowałaby pod auspicjami Krajowego Biura Wyborczego, co oznaczałoby jego istotne wzmocnienie. Ten wariant wydaje się lepszy, bo odsuwa od nas podejrzenia o próbę upolitycznienia organizacji wyborów w Polsce. A my chcemy po prostu czerpać wzorce z innych krajów, takich jak Francja czy Niemcy, gdzie wybory organizuje administracja centralna - przyznaje wysokiej rangi polityk PiS. Dodatkowym argumentem przemawiającym za wzmocnieniem KBW, a nie MSWiA, jest to, że pod tą pierwszą instytucją już funkcjonuje armia kilku tysięcy urzędników wyborczych, którzy mają wspierać gminy w wyborczych przygotowaniach. Dziś jednak, jak często słyszymy od lokalnych włodarzy, ta współpraca układa się różnie. Pojawiają się problemy natury kompetencyjnej, np. w zakresie wykonania i dostarczenia obwodowym komisjom kart do głosowania (przy wyborach samorządowych formalnie odpowiada za to urzędnik wyborczy, w praktyce często pomagać mu muszą lokalni urzędnicy).
Metodą salami w samorządy
Dlaczego PiS chce budować odrębny "korpus wyborczy"? Jedną z motywacji jest chęć uniknięcia problemów z pozyskaniem spisów wyborców od samorządów, tak jak to było przed nieudanymi wyborami w maju. Nie bez znaczenia jest fakt, że rząd chce stworzyć centralny rejestr wyborców, który ma rozwiązać problem dzisiejszych, odrębnych spisów (co wymusza na wyborcach konieczność dopisywania się, jeśli chcą zagłosować poza miejscem zameldowania). Chodzi też o uniknięcie problemów z rozliczeniami finansowymi z samorządami. Z jednej strony lokalni włodarze zazwyczaj narzekają na wysokość dotacji rządowej na zorganizowanie wyborów (dla samorządów jest to zadanie zlecone przez rząd), a z drugiej KBW twierdzi, że przekazuje im tyle pieniędzy, że potem część z nich zwraca niewykorzystane środki. Sprawa była w tym roku wyjątkowo problematyczna, bo w grę wchodził zakup ogromnej liczby środków ochrony osobistej dla członków komisji (maseczki, rękawiczki, płyny). Ostatecznie to rząd sfinansował zakupy, a sprzęt dostarczył gminom. Wreszcie PiS ma argumenty natury politycznej. – Nie może być tak, że taki Trzaskowski z jednej strony kandyduje, a z drugiej jest współorganizatorem wyborów – przekonuje nasz rozmówca z partii rządzącej.
Co jednak istotne, sprawa budowy nowej administracji wyborczej budzi mieszane uczucia w samym obozie rządzącym. Wybory ogólnopolskie mamy raz na jakiś czas. Choćby teraz czekają nas trzy lata spokoju po wyborczym maratonie. A taką administrację trzeba będzie non stop utrzymywać, a to kosztuje – twierdzi nasz rozmówca z rządu.
Za, a nawet przeciw
Szef PKW Sylwester Marciniak nie ukrywa, że jest zaskoczony naszymi ustaleniami. Takie sygnały do nas nie docierały i nikt jeszcze z nami tego nie konsultował – przyznaje. W różnych krajach administracja wyborcza jest różnie usytuowana. My zawsze apelowaliśmy o zgodną współpracę wszystkich zaangażowanych stron. Na razie mamy taki podział, że jednostki samorządowe uczestniczą w tym procesie. Pytanie, czy w gminach rząd byłby w stanie przygotować ok. 28 tys. lokali wyborczych. Z drugiej strony mamy niespełna 3 tys. urzędników wyborczych, którzy funkcjonują „w lekkim zawieszeniu” - mówi szef PKW.
Plany PiS budzą niepokój opozycji. System wyborczy działał sprawnie, dopóki trzy lata temu obóz rządzący nie zaczął majstrować przy ordynacji. Mieliśmy do czynienia z największą kompromitacją, czyli wyborami, które się nie odbyły 10 maja - mówi Jan Grabiec z PO. Jest złym pomysłem, by cała administracja wyborcza została podporządkowana partii rządzącej, to można porównać do sytuacji na boisku, gdy sędzią jest zawodnik jednej z drużyn - dodaje.
Samorządowcy reagują różnie - jedni uważają to za kolejny objaw pozbawiania ich kompetencji przez władzę centralną, inni nie zamierzają kruszyć o to kopii. – Taki korpus może mieć sens, ale tylko jeśli będzie realna gwarancja zachowania jego niezależności od władzy centralnej - mówi Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich.