List Trzaskowskiego opublikował na Twitterze przewodniczący klubu PiS w Radzie Warszawy Cezary Jurkiewicz. Jak wyjaśnił, rodzice otrzymali go od dyrekcji szkół za pośrednictwem aplikacji Librus. Autentyczność pisma potwierdziła PAP rzeczniczka ratusza Karolina Gałecka.
Prezydent stolicy nawiązał w liście do opublikowanego w poniedziałek komentarza rzecznika prasowego Ministerstwa Edukacji Narodowej dotyczącego trwających w Polsce protestów. Rzeczniczka MEN Anna Ostrowska podkreśliła m.in., że "jeżeli potwierdzi się, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach lub sami brali w nich udział, powodując zagrożenie w czasie epidemii i zachowując się w sposób uwłaczający etosowi ich zawodu, będą wyciągnięte konsekwencje przewidziane prawem".
"Ta kolejna próba zastraszania środowiska pedagogicznego jest niedopuszczalna, zarówno ze względu na naruszanie zasad demokracji i autonomii szkoły, jak i w świetle przepisów obowiązującego w Polsce prawa" - skomentował Trzaskowski w liście zaadresowanym do dyrektorów, nauczycieli, rodziców i uczniów.
Powołał się m.in. na przepisy Konwencji o prawach dziecka zapewniające najmłodszym swobodę wyrażania poglądów i wypowiedzi, a także na zapisy Konstytucji. "Zasada wolności poglądów dotyczy wszystkich obywateli, w tym osób zatrudnionych w szkole" - napisał.
"Wszelkie działania ministerstwa, mające na celu nakłanianie dyrektorów czy nauczycieli do podawania informacji na temat protestujących kolegów lub uczniów, są naruszeniem prawnie gwarantowanych w Polsce swobód. Możliwość udziału w protestach to jedno z niezbywalnych praw obywatelskich. Nikt nie powinien być z tego powodu narażony na prześladowania" - podkreślił prezydent stolicy.
Trzaskowski odwołał się także do historii miasta, które - jak wskazał - "doświadczało wielu aktów przemocy". "Kształtowanie postaw odpowiedzialności za wspólne dobro jakim jest społeczeństwo obywatelskie, jest działaniem niewymagającym interwencji aparatu państwa na poziomie ministerstwa. Warszawiacy sami potrafią o to zadbać" - dodał.
"Stanowczo apeluję do Ministerstwa Edukacji Narodowej o zaprzestanie retoryki szantażu i narzucania szkołom +jedynie słusznych poglądów+. Jako samorząd stoimy na straży wartości demokratycznych i będziemy bronić szkoły przed upartyjnieniem, a dyrektorom, nauczycielom i uczniom udzielać pomocy i wsparcia" - podkreślił prezydent miasta.
We wspomnianym komentarzu rzeczniczka MEN napisała o sygnałach, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach i podkreśliła, że obowiązkiem resortu jest natychmiastowa reakcja na takie informacje. W związku z tym MEN zwrócił się do kuratorów oświaty o sprawdzenie, czy takie sytuacje miały miejsce w ich regionie oraz tego, jaka była na nie reakcja dyrektorów szkół.
"Nie ma także naszej zgody na zachęcanie dzieci oraz młodzieży do chuligańskich i wulgarnych zachowań. Nie ma zgody na to, aby uczniowie zachowywali się w taki sposób" - zaznaczyła Ostrowska.
Masowe protesty w całej Polsce trwają od 22 października i są wyrazem sprzeciwem wobec zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych. Wywołało je orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Głównym inicjatorem akcji protestacyjnych jest Ogólnopolski Strajk Kobiet.