"Czy wystartuje pan w wyborach prezydenckich?"- pytali dziennikarze Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski.
"Ja już kiedyś miałem największe szanse" - odpowiedział premier. "Kiedy patrzę na ciężkie losy moich partnerów w polityce, którzy byli lub są prezydentami, to nie jest łatwy chleb. Ja nie muszę kandydować za wszelką cenę, ja marzenia polityczne swoje spełniłem. Byłbym jednak obłudnikiem, gdybym powiedział: kompletnie mnie to nie interesuje... Natomiast nie trzeba szczególnego zaufania do mnie, by uwierzyć w to, co mówię: wolałbym przejść w jakimś sensie do historii Polski jako bardzo dobry premier, albo chociaż dobry premier. Zrobić to, co do mnie dzisiaj należy, niż jako nieustannie ścigający się o zaszczyty człowiek."
Tusk dodał też: "Bycie premierem rządu dużego europejskiego państwa to wielkie, kapitalne wyzwanie. To nie jest dla mnie przystanek w marszu do..." - i tu uciął - pytanie dotyczyło jednak jego ewentualnej kandydatury w wyborach prezydenckich w 2010 roku.
Co się stało w Brukseli?
Potem padły pytania o wydarzenia z brukselskiego szczytu - przed którym premier i prezydent pokłócili się o samolot. Donald Tusk przyznał, że styl prowadzenia tego sporu był zły i dziś jest mu przykro, że współuczestniczył w "tworzeniu tej niekomfortowej sytuacji".
"Ale wiedziałem, że każdy najmniejszy błąd mógł zablokować nasze negocjacje. Styl był taki sobie. Przyznaję to. Będę starał się unikać podobnych sytuacji. W przyszłości zaproponuję prezydentowi, że w pewnych chwilach trzeba dzielić się rolami, a nie rywalizować za wszelką cenę" - obiecywał premier.
"Czy w Brukseli rzeczywiście powiedział pan do prezydenta: chcieć to sobie możesz?" - dopytywali dziennikarze.
"Nie! Słowa były inne" - odpowiedział premier.
"A co pan powiedział dokładnie?" dociekali prowadzący.
"Prosić zawsze można" - powiedział Tusk.
"Prezydent zrozumiał to inaczej".
"Powiedzmy, że sytuacja nie sprzyjała skupieniu" - zakończył ten wątek dyskusji premier.
Chora służba zdrowia
Pytany o komercjalizację szpitali, Tusk odpowiedział, że referendum w tej sprawie nie ma sensu. "Prezydent wymyślił to rozwiązanie, żeby rządowi dowalić, a ja chcę zmiany, w którą wierzę. Możliwe są trzy rozwiązania. Pierwsze: ludzie mówią w referendum TAK. Wydajemy 60 milionów złotych na referendum i robimy to, co zdecydował rząd. Drugie: ludzie mówią NIE i w szpitalach mamy status quo. I wreszcie trzecie, najbardziej prawdopodobne rozwiązanie: referendum jest nieważne z powodu niskiej frekwencji" - przedstawił sytuację premier.
Kto ma rządzić krajem?
Dziennikarze pytali o zmiany w Konstytucji, które mają doprowadzić do jasnego określenia kompetencji premiera i prezydenta. "Nie chcę więcej zabawy w samolociki. Na razie czekam jednak na werdykt Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli TK orzeknie, że to prezydent ma zajmować się polityką zagraniczną - to uszanuje ten werdykt" - przyznał Tusk.
"Dzisiaj kluczowym problemem Polski jest zbudowanie takiego projektu politycznego, takiej sytuacji, takich relacji między głównymi politykami, aby współpraca między prezydentem, premierem, Sejmem, Senatem była na tyle zgodna, by uwzględniała fundamentalne interesy Polski" - dodał szef rządu.
Tusk krótko podsumował też zbliżającą się pierwszą rocznicę swoich rządów. Rok temu, 23 października, zarząd krajowy Platformy Obywatelskiej podjął decyzję, że Donald Tusk będzie kandydatem partii na urząd prezesa Rady Ministrów. "Zdaję sobie sprawę, że nie zasłużyłem na szóstkę" - powiedział premier i zapowiedział, że wkrótce przedstawi dokładne podsumowanie roku swoich rządów.