Piotr Szymaniak: Co pan sądzi o ujawnionym w poniedziałek w mediach społecznościowych kolejnym e-mailu ministra Michała Dworczyka, w którym ten relacjonuje premierowi spotkanie z prezes Trybunału Konstytucyjnego Julią Przyłębską, informuje go o odroczeniach terminów w sprawach, które mogą oznaczać miliardowe skutki dla budżetu państwa. Czy tak powinny wyglądać relacje na styku władzy wykonawczej i sądowniczej?
Dr Jacek Sokołowski*: Na pewno nie. Jednak na początku muszę poczynić jedno ważne zastrzeżenie. Zajmujemy się czymś, co najprawdopodobniej ujawniły służby rosyjskie lub białoruskie w celu destabilizowania sytuacji w naszym kraju. Nie ukrywam, mam więc pewien kłopot z dyskutowaniem o tzw. e-mailach Dworczyka. One nie zostały ujawnione w ramach normalnej działalności dziennikarzy czy sygnalistów i to rzutuje na ich wiarygodność. Jednocześnie mam niestety silne poczucie, że te e-maile są w większości autentyczne; wiele na to wskazuje.
I mam też poczucie, że zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa, które wiążą się z ujawnianiem tych e-maili, by nie było, gdyby pewne osoby pilnowały elementarnych zasad bezpieczeństwa dotyczących korespondencji służbowej - i zakładając prawdziwość ujawnianych informacji - problemu dla bezpieczeństwa Polski nie byłoby, gdyby bohaterowie tych wiadomości zachowywali się inaczej.
Reklama
Przyjmując jednak założenie, że te e-maile są prawdziwe, to świadczą one o nie najlepszym kształcie aktualnych stosunków między najwyższymi organami państwa. Sąd konstytucyjny, jeżeli ma pełnić swoją funkcję, musi być niezależny. Ja nie miałbym pretensji do Prawa i Sprawiedliwości, gdyby to ugrupowanie chciało zlikwidować TK. Możemy sobie powiedzieć, że nie chcemy Trybunału Konstytucyjnego, nie chcemy kontroli konstytucyjności i znosimy ten sąd.
Reklama

Tylko że w tym celu trzeba byłoby zmienić konstytucję.

To prawda. Ale PiS wcale tego nie powiedział, tylko udaje, że TK mamy. Tymczasem nie trzeba sięgać do żadnych e-maili Dworczyka, by dojść do wniosku, że TK w obecnym kształcie jest organem całkowicie podporządkowanym władzy partii. Bo dysponentem realnej władzy politycznej stały się gremia partyjne i to się bardzo nasiliło za czasów PiS. Nie organy państwowe, tylko ludzie zajmujący określoną pozycję w partii, przede wszystkim Jarosław Kaczyński, czyli centralny ośrodek dyspozycji politycznej, jak lubi o sobie mówić. To nie jest zdrowa sytuacja ani bezpieczna, jak również nie sprzyja to dobremu funkcjonowaniu państwa.
*dr Jacek Sokołowski to ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. wymiaru sprawiedliwości, adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego