Bogumił Łoziński: Mijają trzy miesiące, od kiedy przygotowany przez pana projekt ustawy bioetycznej trafił do klubu Platformy Obywatelskiej. Towarzyszyły temu zapowiedzi, że szybko zostanie przekazany do laski marszałkowskiej. Dlaczego pana własny klub blokuje tę ustawę?
Jarosław Gowin: Też bym wolał, aby decyzje zapadały szybciej. Jednak kierownictwo klubu uznało, że wobec kontrowersyjności ustawy powinna być ona przeanalizowana przez specjalny zespół posłów. Mam nadzieję, że do końca lutego przedstawi on klubowi swoje stanowisko.

Reklama

Ze strony niektórych członków zespołu padają bardzo krytyczne głosy wobec tego projektu, łącznie z propozycjami napisania nowego. Czy liczy się pan z taką możliwością?
Zdania w zespole są zróżnicowane, są w nim także zwolennicy całkowitego zakazu in vitro. Spodziewam się jednak, że większość zespołu opowie się za liberalizacją mojej propozycji.

Według mnie najlepszym rozwiązaniem będzie przedstawienie przez posłów Platformy dwóch alternatywnych projektów: przygotowanego przeze mnie z zakazem niszczenia ludzkich zarodków i ich mrożenia oraz liberalnego, w którym takich zapisów nie będzie.

Posłowie PO sugerowali niedawno, że partia może wycofać się z tego projektu ze względu na kryzys ekonomiczny, inni sugerują, aby przyjąć tylko konwencję bioetyczną. To szukanie pretekstu, aby uciec od kontrowersyjnego problemu?
Absolutnie nie chcemy się wycofać z uregulowania spraw bioetycznych. Rezygnacja z tych prac byłaby schowaniem głowy w piasek. Ratyfikacja konwencji może poczekać. Musimy jednak pilnie wprowadzić dyrektywy unijne, a z tym jesteśmy spóźnieni już o trzy lata. Dlatego przyjęcie ustawy bioetycznej jest pilną potrzebą.

Może pan liczyć na większość Platformy dla swoich rozwiązań?
Przypuszczam, że wcześniej czy później dojdzie do głosowania, i spodziewam się, że większość opowie się za rozwiązaniami bardziej liberalnymi, niż ja proponuję. Jednak w tej sprawie nie powinno być dyscypliny, bo to są kwestie sumienia. Skończy się tak, że liberalna część PO oraz lewica zagłosują za propozycją liberalną, a konserwatywna część PO wraz z PiS i PSL, a także kołem Polska XXI oraz niezrzeszonymi posłami prawicy - za rozwiązaniami konserwatywnymi. Według mnie w tym parlamencie jedyna ustawa, która może uzyskać poparcie większości, to ustawa zbliżona do moich propozycji.

Czy nie czuje się pan opuszczony przez premiera, który zlecił panu przygotowanie tej ustawy, ale teraz jej nie popiera? Można odnieść wrażenie, że ma całej sprawy dosyć.
W zeszłym tygodniu rozmawiałem z premierem Donaldem Tuskiem, który zdecydowanie podtrzymał wolę szybkiego uregulowania kwestii bioetycznych. Absolutnie nie czuję się opuszczony przez premiera. Uważam, że ma on dużo ważniejszych spraw na głowie i zdziwiłbym się, gdyby poświęcał kwestiom bioetycznym nadmierną uwagę. Poza tym premier nigdy nie obiecywał, że poprze moje rozwiązania. Z punktu widzenia wewnętrznych relacji w Platformie lepiej jest, że premier zajmuje stanowisko bezstronnego arbitra, niż jest stroną w tym sporze.

Prezentując swój projekt, tłumaczył pan, że starał się maksymalnie wyjść naprzeciw oczekiwaniom Kościoła, jednak biskupi oczekują całkowitego zakazu sztucznego zapłodnienia. W episkopacie również nie znalazł pan sojuszników...
Od początku miałem świadomość, że muszę znaleźć jakieś rozwiązania kompromisowe, w związku z tym spodziewałem się, że nie zadowolą one nikogo, jednak będą trwałym kompromisem - takim, jaki udało się wypracować w sprawie aborcji. Misją Kościoła jest kształtowanie sumień, a nie forsowanie ustaw, więc nie spodziewam się od biskupów poparcia konkretnych rozwiązań. Liczę natomiast na poparcie wielu środowisk katolickich. Mają one świadomość, że lepszych regulacji, niż ja proponuję, nie da się wprowadzić przez wiele następnych kadencji.

Reklama

>>> Przeczytaj, kto popiera projekt Jarosława Gowina

Pana propozycję ostro atakują środowiska liberalno-lewicowe, które chcą nawet wykluczyć pana z debaty publicznej za niewłaściwe poglądy. Czy zaskakuje pana taki sposób dyskusji?
Nie, ponieważ nie ma w Polsce bardziej nietolerancyjnych środowisk niż rzecznicy lewicowego rozumienia tolerancji. Oni zresztą mają rację, upatrując w mojej osobie główne zagrożenie dla swojej wizji świata. Znamienna była wypowiedź Magdaleny Środy, że Gowin jest o wiele groźniejszy niż Marek Jurek. Dopóki bowiem oponentem jej środowiska był Marek Jurek, który tak zdecydowanie trzyma się zasad, że jego projekty nie mają szans na przełożenie na rozwiązania prawne, to środowiska liberalno-lewicowe mogły czuć się bezpieczne. Gdy pojawiła się z mojej strony propozycja bardziej umiarkowana, te środowiska poczuły realne zagrożenie. Dlatego spodziewam się w niedługim czasie ostrych ataków na moją osobę, próby zdyskredytowania mnie. Ale na tym polega polityka, to jest zajęcie dla twardych facetów.

Jarosław Gowin jest posłem Platformy Obywatelskiej