Andrzej Duda. Nowy lider prawicy?

Dziennik.pl: Andrzej Duda pozostanie prezydentem jednej partii?

Prof. Rafał Chwedoruk, politolog, Uniwersytet Warszawski: Prezydent w Polsce jest poniekąd "w dwójcy jedyny". Po pierwsze, występuje jako głowa państwa, która ma stać ponad podziałami. Pełni przy tym funkcje reprezentacyjne i nie tylko - stąd nawiązanie w orędziu sejmowym do polityki zagranicznej, gdzie bardzo wyraźnie wskazano na kierunek Stanów Zjednoczonych, w mniejszym stopniu zaś na Unię Europejską, czy wątek zbrojeń.

Po drugie, prezydent pochodzący z wyborów powszechnych jest niejako skazany na polityczne piekło, czyli uczestnictwo w bieżącej polityce. I Andrzej Duda bardzo wyraźnie przedstawił się jako jeden z kandydatów do schedy po Jarosławie Kaczyńskim. Zapowiedział, że będzie bronił tego, co społecznie popularne w reformach przeprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość.

Reklama

Prezydent chciałby objąć przywództwo na prawicy?

Duda w przemówieniu zarysował pewnego rodzaju taktykę polityczną, za której pośrednictwem chce być istotnym elementem życia na prawicy. Temu służyć ma koalicja polskich spraw jako próba dotarcia do Polskiego Stronnictwa Ludowego. Pojawił się też bardzo jednoznaczny ukłon w stronę Konfederacji dotyczący kwestii marszałkowskiej. To pokazuje, że polityk Andrzej Duda będzie próbował wnieść prawicy w wianie te właśnie atuty, co dodatkowo wyjaśnia casus posła Marka Sawickiego w roli marszałka seniora.

Jakie są szanse na to, że Andrzej Duda zostanie liderem prawicy? Nigdy nie należał do tzw. zakonu PC - Porozumienia Centrum, pierwszej partii Kaczyńskiego, serca PiS-u. Raczej sam wszystko zawdzięcza PiS-owi.

Reklama

Pomijam kwestię członkostwa prezydenta w Unii Wolności, która z pewnością nie pomaga… Andrzej Duda jako polityk nigdy nie był wyrazisty, choć nie można odmówić mu skuteczności. Jako szef krakowskich struktur PiS-u jest jednym z architektów sytuacji, w której Platforma Obywatelska do dziś nie ma swojego prezydenta w tym mieście. I to pomimo, że w stolicy Małopolski PO jest największą partią i dostaje tam najwięcej głosów spośród wszystkich ugrupowań politycznych.

Problem w tym, że jako polityk Duda nigdy nie kojarzył się z żadnym konkretnym zbiorem programów i wartości. Był za to jednym z politycznych promotorów reform podejmowanych przez partię Jarosława Kaczyńskiego. Nie sposób było go też przypisać do jakiegoś nurtu, choć uczestniczył w różnych grach wewnątrz prawicy. Z jednej strony mógł uchodzić za "liberała", zdarzyło mu się - o czym przypomniał w sejmowym orędziu - wystąpić przeciwko własnemu obozowi przy okazji niektórych ustaw. Ale już w kwestii aborcji w żaden sposób nie zdystansował się od tego tematu, który politycznie nie mógł przynieść profitów PiS-owi.

Andrzej Duda może jedynie pomarzyć o przejęciu schedy po prezesie Kaczyńskim?

Bardzo trudno jest politykowi, który nie wywołuje indywidualnych emocji, nie kojarzy się z trwałym zbiorem poglądów nagle zostać liderem dużej, spluralizowanej wewnętrznie formacji. A taką jest - wbrew pozorom - Prawo i Sprawiedliwość.

Prezydent Duda może liczyć wyłącznie na głębię kryzysu wewnątrz PiS-u i na to, że nawet najdrobniejsze polityczne atuty, którymi dysponuje, nagle urosną do rangi niezwykle ważnych wobec ogólnego ubóstwa politycznego prawicy. Nie sądzę jednak, żeby w wyścigu o schedę po Kaczyńskim Andrzej Duda startował z pozycji faworyta - a będzie to niewątpliwie zacięta rywalizacja.

Mateusz Morawiecki coraz słabszy. Radykalizacja PiS?

Mateusz Morawiecki w ogóle liczy się w tym wyścigu?

Myślę, że jest bez szans. Być może znalazł pewne grono zwolenników, jest rozpoznawalny w elektoracie prawicy, ale nie stworzył swojej frakcji. I czy się to komuś podoba, czy nie premier Morawiecki jest nie tylko twarzą sukcesu wyborczego z 2019 roku, ale jest też symbolem oddania władzy w 2023 roku. A skuteczność jest jednym z podstawowych kryteriów miary polityka.

Wreszcie, Mateusz Morawiecki - mimo że związany z prawicą - był jednak człowiekiem z innego świata. Nie tylko nurt związany ze Zbigniewem Ziobrą czy z Beatą Szydło, czy nawet nurt narodowo-katolicki, ale i główne środowisko PiS-u związane z Porozumieniem Centrum ambiwalentnie przyjmowało tego polityka. Pamiętajmy, że był on w dużym stopniu graczem przeforsowanym osobiście przez prezesa Kaczyńskiego. Morawiecki miał być kimś, kto przyciągnie nowych wyborców. A to się kompletnie nie udało, zwłaszcza w ostatnich wyborach nie pozyskano wyborców z klasy średniej.

Sami politycy PiS-u na to wskazywali jako jedną z przyczyn porażki w wyborach.

Paradoksalnie dostrzegli to już w zwycięskich dla siebie wyborach z 2019 roku. Ktoś, komu nie udało się dotrzeć do umiarkowanych wyborców, nie może być twarzą radykalizującej się partii. Wyraźnie widać, ze PiS będzie się ratował właśnie poprzez radykalizację. Co potwierdza sejmowe wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego.

PiS będzie opozycją totalną?

Problem jest poważniejszy. Opozycja totalna oznacza, że PiS głosowałby przeciw kluczowym projektom rządowym. Ale echa wystąpienia prezesa Kaczyńskiego pojawiły się - nieco inaczej wyrażone - także w wystąpieniu sejmowym Mateusza Morawieckiego. I to jest przejście od eurorealizmu, który zakłada, że integracja europejska jest OK, ale nie należy jej pogłębiać, w kierunku otwartego eurosceptycyzmu. Czyli czegoś, co dotąd było udziałem mniejszości PiS-u, a co szczególnie istotne - mniejszości wyborców prawicy.

W 2011 roku PiS zastosował podobny manewr. Wiedział, że przegra wybory, zaostrzył więc retorykę w trakcie kampanii wyborczej i dzięki temu zachował spoistość partii. Wówczas pisowscy rozłamowcy - Polska jest Najważniejsza czy późniejsza Solidarna Polska - trafili w próżnię. Teraz mamy próbę powtórki, ale w trudniejszych dla PiS-u warunkach. Tym bardziej Mateusz Morawiecki do tego nie pasuje, w przeciwieństwie np. do Zbigniewa Ziobry.

Konfederacja powalczy o życie

Konfederacja konsekwentnie podnosiła ten eurosceptyczny przekaz. Czy tutaj także możemy spodziewać się dalszej radykalizacji?

Konfederacja w pierwszej kolejności musi przeżyć. Kalendarz wyborczy dla tej formacji jest wyjątkowo niekorzystny. Zaczyna się od wyborów samorządowych, gdzie Konfederacja praktycznie nie istnieje. Po niezbyt udanych dla tej partii wyborach do parlamentu formacja ta jest pogrążona w kryzysie wewnętrznym - odstawienie na bok Janusza Korwin-Mikkego,delikatnie mówiąc, konfederatom nie pomogło w kampanii. Dobry wynik stronników Grzegorza Brauna pokazuje, że tę formację w różnym stopniu ratowali radykałowie.

Pamiętajmy, że wybory samorządowe unicestwiły np. Ruch Palikota. Konfederacja stoi przed takim wyzwaniem. Jeśli nie przetrwa, nie wejdzie przynajmniej do kilku sejmików województw, to zostanie rozparcelowana pomiędzy PiS a PSL. W wymiarze programowym w dalszym ciągu będzie rozpięta pomiędzy ultrakonserwatywnymi elitami a ultraliberalnym elektoratem. Z wypowiedzi m.in. Przemysława Wiplera można wnosić, że czyni jakieś ukłony w stronę wyborców, którzy są odlegli od skrajnej prawicy.

Fotel wicemarszałka dla Krzysztofa Bosaka, ale nie dla Elżbiety Witek

Elżbieta Witek nie została wicemarszałkiem. Udało się to Krzysztofowi Bosakowi. Jak to oceniać?

Wyniku głosowania w sprawie Elżbiety Witek można się było spodziewać i to nie zaskakuje. Co zaskakuje, to wybór Krzysztofa Bosaka. To jest legitymizacja skrajnej prawicy w polskiej polityce.

W Belgii w radzie miasta Antwerpii w związku z rozrostem Bloku Flamandzkiego [skrajnie nacjonalistyczna partia w Belgii - red.] powstało pojęcie kordonu sanitarnego. Socjaliści, chadecy, liberałowie i inne mniejsze partie zgodnie odrzucały możliwość dopuszczenia do władzy Bloku. W Polsce tymczasem pojawia się nowe zjawisko, jakby nie patrzeć - bardzo symboliczne, biorąc pod uwagę historię czy stosunek do przeszłości. Konfederacja jest na prawo od PiS. Z jednej strony obyczaj parlamentarny każe to legitymizować, z drugiej - pozostaje pytanie o wartości demokratyczne skrajnej prawicy. Politycy lewicy głosowali przeciw i tylko oni zwracali uwagę na ten problem.

Stanowisko wicemarszałka dla Bosaka to naiwna próba "cywilizowania" Konfederacji?

Raczej chodzi o grę polityczną i ewentualne głosy - przynajmniej ze strony części parlamentarzystów tego klubu. Umizgi do elektoratu Konfederacji widzieliśmy już w trakcie wyborów prezydenckich i to ze strony obu najpoważniejszych kandydatów.

rozmawiał Tomasz Mincer