Rząd Tuska to rząd kompromisu

Dziennik.pl: Polacy poznali umowę koalicyjną przyszłego rządu Donalda Tuska. Szykuje się rewolucja?

Prof. Anna Siewierska-Chmaj, politolożka z Uniwersytetu Rzeszowskiego: Od razu rzuca się w oczy – i to napawa mnie optymizmem – podkreślenie takich wartości jak odpowiedzialność i kompromis. Koalicjanci otrzymali olbrzymi mandat społeczny wynikający z niespotykanej dotąd frekwencji wyborczej. I mają świadomość, że jeśli chcą – a muszą – ponieść odpowiedzialność za kraj, to kompromis jest jedynym rozwiązaniem.

Co można zaliczyć na plus?

Reklama

Bardzo pozytywnie oceniam rotacyjność ważnych stanowisk – marszałka Sejmu i marszałka Senatu. Uważam, że co do zasady władza deprawuje – zwłaszcza pełniona przez długi czas i na eksponowanych stanowiskach. Jeśli więc da się wprowadzić rotację, która nie zdezorganizuje prac rządu i parlamentu, to zyskamy dobry zwyczaj parlamentarny. Rotacja zabezpiecza władzę przed mechanizmem autodestrukcyjnej deprawacji.

Nowa jest sama jawność umowy koalicyjnej. Dobra zmiana?

Po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy społeczeństwo domagało się jawności – nie tylko w kontekście tego, kto i jakie obejmie stanowisko, co wydaje się w tym momencie najmniej istotne. Polacy chcieli wiedzieć, o czym politycy dyskutowali, gdzie osiągnęli porozumienie. I co ewentualnie w późniejszym terminie przedstawią w protokole rozbieżności. Mam nadzieję, że ta jawność wejdzie na stałe do polskiego życia publicznego.

Reklama

Umowa koalicyjna bez wojny ideologicznej

Koalicjanci mają popierać wszystkie ustawy rządu. Ale też nie wyklucza się współpracy przy projektach poselskich. To sposób na przepchnięcie bardziej kontrowersyjnych zmian?

Jest to zdrowe rozwiązanie. Obawiałam się zaostrzania konfliktu ideologicznego. W ostatnich latach w Polsce przeżywaliśmy bardzo gwałtowny konflikt ideologiczno-tożsamościowy. Ważne, żeby pewne kwestie ideowe nie przysłoniły możliwości osiągnięcia kompromisu.

Na przykład liberalizacja aborcji?

Też. Wiemy że akurat pomysły Trzeciej Drogi są tu inne niż Lewicy czy Koalicji Obywatelskiej. Oczywiście kwestia aborcji jest niezwykle ważna. Niemniej ponad 11 mln wyborców, którzy poparli trzy największe komitety wyborcze, oczekuje od nowego rządu przede wszystkim rozwiązania najważniejszych problemów społecznych, gospodarczych, ale także zakończenia wojny ideologicznej w Polsce.

Stawianie na ostrzu noża aborcji pierwszego dnia po wyborach czy w umowie koalicyjnej byłoby dużym błędem i doprowadziłoby do tego, że poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości zaczęłoby rosnąć tuż przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. Dobrze, że poszczególne ugrupowania tworzące nową koalicję podeszły do tego pragmatycznie, że zrobiono listę spraw minimum, które można przeprowadzić, ale nie zamknięto drogi do tego, żeby postulaty poszczególnych partii politycznych były realizowane w innej formule.

Mimo to kwestia aborcji pojawia się w umowie koalicyjnej. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego ma zostać unieważniony.

Czyli de facto oznacza to powrót do tzw. kompromisu aborcyjnego.

Lewica Razem nie wejdzie do rządu, ale go poprze

Robert Biedroń na konferencji przed podpisaniem umowy zaznaczył, że sprawa aborcji będzie jedną z pierwszych, którą Lewica zajmie się w parlamencie. Tymczasem Lewica Razem wcześniej sygnalizowała, że w umowie zabraknie kluczowych dla tego ugrupowania postulatów. Teraz mówi, że nie wejdzie do rządu.

Lewica Razem poszła w kierunku wyznaczonym przez lewicę europejską i amerykańską. Jest dziś daleko od tego, co lewicę definiowało przed drugą wojną światową i tuż po niej, mianowicie – sprawy socjalne, pracownicze. Obecnie to jest skręt w stronę lewicy tożsamościowej. Oczywiście nie ma w tym niczego złego. Ale pamiętajmy, że ugrupowanie to wprowadziło 7 posłów do parlamentu. Polacy wypowiedzieli się więc bardzo wyraźnie, że nie życzą sobie ideologicznej wojny.

Odsuwając na margines Konfederację z jednej strony i Lewicę Razem z drugiej wyborcy wysłali sygnał, że zależy im na pójściu drogą środka. Nie jest moją rolą radzenie czegokolwiek politykom, ale nie możemy całkowicie abstrahować od wyników wyborów. Jednak politycy w pierwszej kolejności reprezentują własnych wyborców. Trudno się więc dziwić, że głos Lewicy Razem w koalicji jest drugorzędny w stosunku do ugrupowań, które uzyskały daleko większe poparcie.

Ale czy z punktu widzenia elektoratu, do którego odwołuje się Lewica Razem, ta strategia ma szansę być skuteczną?

Myślę, że z czysto politycznego punktu widzenia decyzja Lewicy Razem to błąd. Skoro i tak zadeklarowali, że udzielą rządowi Donalda Tuska wotum zaufania, to również ponoszą odpowiedzialność za nowy rząd, ale będą mieć niewielki wpływ na jego realne decyzje. Gorzej, że decyzja Lewicy Razem może wzmacniać „politycznych harcowników” po lewej stronie, ale również po prawej – z Konfederacji. Uwagę opinii publicznej będą znów przyciągać skrajności. Niepotrzebnie. Żeby rozwiązać palące problemy kraju trzeba jednak szukać kompromisu, a nie ideologicznej wojny.

Umowa koalicyjna. Co z kwotą wolną od podatku?

Czego zabrakło w umowie?

Dla mnie istotne są kwestie związane z edukacją, innowacyjnością i tu zawsze odczuwam niedosyt, ale rozumiem, że formuła tej umowy jest dość ogólna. I myślę, że dobrze. Celowo nie podano zbyt wielu szczegółów. Skoro w tym momencie prezydent Andrzej Duda powierzył misję formowania rządu Mateuszowi Morawieckiemu, to pan Morawiecki powinien nas informować o detalach. Natomiast nie ma sensu, żeby koalicja demokratyczna wystawiała wszystkie szczegóły na widok publiczny, zanim dostanie szansę stworzenia rządu.

Z konkretów zabrakło m.in. kwoty wolnej od podatku na poziomie 60 tys. złotych. Jak pani sądzi, dlaczego?

Sądzę, że jedyny powód to brak rzeczywistej wiedzy na temat finansów państwa. Nikt po stronie opozycji dokładnie nie wie, jak ta sytuacja się przedstawia. Premier Morawiecki przekazał pewne informacje, ale zdaniem ekspertów zrobił to w sposób wybiórczy. Kwota wolna to spory koszt dla budżetu. Nowa koalicja nie chce zapewne rozbudzać nadziei, bo może się okazać, że nie da rady tego pomysłu szybko wprowadzić w życie.

rozmawiał Tomasz Mincer