Jeszcze wczoraj sam Jarosław Kaczyński zapewniał, że powrotu do „oni tam, gdzie stało ZOMO” czy wykształciuchów i łże-elit już nie będzie, bo 10 kwietnia i tragedia smoleńska były punktem zero. I nie będzie już powrotu do takiego języka polityki. To właśnie tymi wydarzeniami prezes PiS tłumaczy swoją zmianę, a także pokazanie cech, z których dotąd raczej nie słynął: cierpliwości, konsekwencji i braku przewrażliwienia na krytykę. – Widać, że Kaczyński stara się zmienić, ale do tego potrzeba wiele czasu. I widać też, że zdecydowanie lepiej idzie mu opowiadanie o polityce z punktu widzenia premiera, a nie prezydenta – mówi politolog prof. Radosław Markowski.

Reklama

Od samego początku obecność Jarosława Kaczyńskiego w kampanii była ściśle racjonowana. Nawet o tym, że wystartuje w wyborach, dowiedzieliśmy się jedynie z opublikowanego oświadczenia. Potem z powodu choroby mamy, ale też ze względów kampanijnych prezes sporadycznie wyjeżdżał na wyborcze wiece, co kontrastowało z aktywnością Bronisława Komorowskiego. Ta strategia sprawiła, że w kampanii odwróciły się role znane z wyborów w 2007 r. Teraz to Platforma stała się stroną atakującą, krytykującą lidera PiS i starającą się go sprowokować. Jednak nawet ostre wystąpienia Janusza Palikota nie wyprowadzały Kaczyńskiego z równowagi. Ta linia została utrzymana niemal do końca kampanii. Konkretnie do drugiej debaty, w której pokazał, że nadal lubi starcia. – Najlepiej czuje się, gdy wygłasza przekaz skierowany przeciwko komuś. Gdy mówi o zgodzie, nie widać błysku w jego oku, a jak trzeba wypunktować różnice, jest najlepszy – twierdzi politolog dr Jarosław Flis.

Nowa strategia miała swoje odzwierciedlenie także w tym, jak Kaczyński dobrał sobie kampanijne zaplecze. Nie postawił jak wcześniej wyłącznie na spin doktorów, czyli Adama Bielana i Michała Kamińskiego, czy tzw. zakon PC. Ster w sztabie przejęli politycy określani przez innych mianem rebeliantów: Paweł Poncyljusz, któremu jeszcze niedawno po krytyce kongresu PiS wróżono, że wyleci z partii, i Joanna Kluzik-Rostkowska, polityk często mający inne poglądy niż całe PiS. To sprawiło, że przekaz, który PiS chciało wypełniać od dawna – podążanie w stronę wyborców centrowych po zabezpieczeniu sobie prawej strony sceny politycznej – zaczął być naprawdę wiarygodny. Jeśli bez względu na wygraną czy porażkę w niedzielę Jarosław Kaczyński utrzyma ten kurs i jako polityk, i jako lider formacji, może uzyskać poparcie elektoratu, o którym jeszcze niedawno mógł tylko marzyć: wśród mieszkańców dużych miast i młodzieży. A to może być klucz do sukcesu w kolejnych wyborach.