Ogień politycznej wojny między PO a PiS przenosi się do samorządów. Gra toczy się o dzielenie unijnych dotacji i pieniędzy na inwestycje, ale też o wynik w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych i polityczną mapę następnego Sejmu. To dlatego nawet w małych gminach tegoroczna kampania samorządowa przypomina wojnę. Czasem – jak w Katowicach – totalną, a czasem – jak w Ozorkowie – podjazdową.

Reklama

„Precz z McDonaldem i PO. Tylko w PiS są prawdziwi Polacy jak Jarosław Kaczyński” – tej treści SMS-y rozesłano do mieszkańców Ozorkowa (Łódzkie). Padły też sugestie, że głosujący na PiS opowiada się za ustanowieniem w mieście ulicy Lecha Kaczyńskiego. PiS powiadomiło o sprawie policję, twierdząc, że nie ma z nią nic wspólnego. – Ktoś się pod nas podszywa, żeby skompromitować naszych kandydatów i obrzydzić ich wyborcom – mówi Ryszard Kałużny, lider PiS w Ozorkowie.

Gra na emocjach

Tymczasem w Katowicach kandydat na prezydenta miasta z ramienia PO w wojnie o zwycięstwo występuje z odsłoniętą przyłbicą. Złożył pozew przeciwko urzędującemu prezydentowi Piotrowi Uszokowi i domaga się w nim zakazania emisji spotu wyborczego, w którym Uszok chwali się remontem dworca. Bo miasto – zdaniem PO – nie miało z tym nic wspólnego. W dodatku obecny prezydent wykorzystał w spocie materiały nagrane za publiczne pieniądze.

Reklama

– Każdy, kto chce zdobyć władzę w samorządach, musi atakować ostro. Przez ostatnie lata władze, korzystając z unijnych pieniędzy, mogły się wykazać dużymi inwestycjami. Trudno więc pokonać je merytorycznie, znacznie łatwiej emocjami – mówi Wiesław Gałązka, specjalista od marketingu politycznego.

Sądowe batalie toczą się we Wrocławiu (dziś dowiemy się, czy Platforma będzie musiała przeprosić za sformułowanie: „głosując na Rafała Dutkiewicza (...) oddajesz władzę w ręce PiS”) i w dziesiątku innych mniejszych miejscowości.



Reklama

W Kazimierzy Wielkiej, mieście powiatowym w woj. świętokrzyskim, Komitet Wyborczy Porozumienie Samorządowe 2010 – z którego startuje obecny burmistrz Adam Bodzioch – pozwał do sądu kandydata Polskiego Stronnictwa Ludowego za to, że obecnych włodarzy miasta nazwał talibami. Sąd Okręgowy w Kielcach protest oddalił. Burmistrz nie wyklucza procesu cywilnego.

Groźba kompromitacji

Wójt gminy Ełk Antoni Polkowski pozwał kontrkandydata, starostę Krzysztofa Piłata – ponoć ten zamieścił w swoich ulotkach nieprawdziwe informacje dotyczące gminy i jej władz. W Szczawnicy kandydat do fotela burmistrza Witold Zawadzki zarzuca konkurentom z komitetu Odnowa i Rozwój Szczawnicy, że na materiałach wyborczo-reklamowych nie umieścili informacji o źródle ich finansowania.

– Pozew sądowy to potężna broń. Pozytywna decyzja sądu może zaważyć na wyniku wyborów – mówi Eryk Mistewicz, specjalista od wizerunku. Ale w przypadku przegranej skarżący może się skompromitować w oczach wyborców: to byłby znak, że taka osoba jest awanturnikiem, a to najgorsza cecha każdego samorządowca.

Dlatego wielu kandydatów unika sądowej sali, odwołując się do werdyktu wyborców. Patryk Wild, startujący do fotela prezydenta Wałbrzycha, zaprezentował materiał filmowy, który demaskuje nieczyste zagrywki konkurencji: do sklepu jego kolegi z tej samej listy wchodzi mężczyzna i żąda, aby wywiesić plakat wyborczy konkurenta Wilda z listy Lewicy. – Jak się nie zgodzisz, masz prze...e – grozi. Lewica twierdzi, że to podła prowokacja.