Do najgorszego przypadku doszło w Płocku. Tamtejsza policja zatrzymała dwie osoby w związku z ujawnionym przypadkiem kupowania głosów w niedzielnych wyborach samorządowych. Zatrzymani to kobieta, która przyjęła 20 zł za oddanie głosu na konkretnego kandydata i mężczyzna, który za to zapłacił. Jak poinformował PAP Krzysztof Piasek z biura prasowego płockiej policji, 53-letnia kobieta jest mieszkanką Płocka; przyznała się do przyjęcia pieniędzy. Zatrzymany 31-letni mężczyzna w Płocku przebywa czasowo, nie jest zameldowany w tym mieście. "Dalsze czynności w tej sprawie będą prowadzone w poniedziałek pod nadzorem prokuratury" - powiedział Piasek. Do zatrzymania obu osób doszło w związku głosowaniem w jednym z płockich lokali wyborczych przy ul. Słowackiego.

Reklama

Piasek przyznał, że policja otrzymuje w niedzielę bardzo dużo zgłoszeń o kupowaniu głosów przed lokalami wyborczymi, ale do popołudnia potwierdzono tylko jeden przypadek. Zaznaczył, iż wszystkie takie zgłoszenia są natychmiast sprawdzane. Według policjantów część zgłoszeń dotyczy m.in. takich przypadków, że gdy w pobliżu lokalu wyborczego spotyka się i rozmawia ze sobą kilka osób, np. rodzina, a jest to interpretowane przez niektórych jako agitacja wyborcza.

Z kolei trzy przypadki zabronionej agitacji i dwa incydenty w lokalach wyborczych odnotowano w niedzielę w województwie pomorskim. W Łebie kobieta i mężczyzna namawiali do poparcia jednego z kandydatów, oferując za każdy głos po 20 zł. W Lęborku do głosowania na wskazanego kandydata klientkę lokalu gastronomicznego namawiał pracownik podający jej posiłek. Natomiast w centrum Lęborka pieniądze za głosy miał oferować niezidentyfikowany dotąd mężczyzna.

W Łebie ustalono personalia oferujących pieniądze i wszczęto postępowanie z artykułu kodeksu karnego mówiącego o przekupstwie wyborczym. Przepis ten stanowi, że osobie, która udziela korzyści majątkowej w zamian głosowanie w określony sposób, grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Jeśli przekupstwo zostanie uznane za przypadek mniejszej wagi, osobie oferującej za głosowanie pieniądze grozi do 2 lat pozbawienia wolności, grzywna lub ograniczenie wolności. Sprawa agitacji w lokalu gastronomicznym będzie wyjaśniana po wyborach.

Reklama

Do incydentów doszło też na terenie lokali wyborczych w Rumi i Wejherowie. Jak ujawniła sędzia Irma Kul, pomorski komisarz wyborczy, po południu w obwodowej komisji wyborczej nr 8 w Rumi doszło do zerwania plomb na urnie. "Zrobiła to kobieta. Tuż za nią wszedł mężczyzna z aparatem fotograficznym i zaczął robić zdjęcia pozbawionej plomb urnie" - powiedziała komisarz. Jak wyjaśniła Kul, komisja zawiadomiła o incydencie policję, po czym ponownie zaplombowała urnę.

Rzecznik prasowy wejherowskiej policji (na terenie tego powiatu leży Rumia) Anetta Potrykus poinformowała PAP, że policjanci po przybyciu na miejsce nie zastali już sprawców zerwania plomb. "Będziemy próbowali ustalić tożsamość tych osób" - dodała. Potrykus dodała, że w niedzielne popołudnie policjanci zostali też poinformowani o możliwości wyniesienia karty do głosowania z obwodowej komisji wyborczej nr 13 w Wejherowie. "Członkowie komisji nie mieli pewności, czy rzeczywiście do wyniesienia karty doszło. W tej chwili, pod okiem funkcjonariuszy przeliczane są karty do głosowania" - powiedziała Potrykus dodając, że jeśli kart będzie brakować, funkcjonariusze sprawdzą zapis kamer monitorujących korytarz prowadzący do lokalu.



Reklama

Ciszę wyborczą naruszono też w województwie lubuskim: we Wschowie i Kłodawie. Doszło tam zabronionej agitacji – we Wschowie kandydatka na radną umieściła na swoim samochodzie plakaty i namawiała do oddania na nią głosu. W Kłodawie 60-letni mężczyzna rozdawał ulotki i nakłaniał napotkanych ludzi do głosowania na konkretnego kandydata do rady gminy.

"Wszystkie przypadki złamania ciszy wyborczej policja zgłasza do sądu. W tym przypadku sprawcom grozi do 5 tys. zł grzywny" – podkreśla Dorota Dąbrowska z lubuskiej komendy policji.

Kampania wbrew przepisom trwała też w zachodniopomorskiem, gdzie policjanci wlepili kilkanaście mandatów za jazdę samochodami oklejonymi plakatami wyborczymi - poinformowała w niedzielę Mirosława Rudzińska z Wojewódzkiej Komendy Policji w Szczecinie. Jazda samochodem oklejonym plakatami z wizerunkami kandydatów czy nazwami partii jest w dzień wyborów uznawana za łamanie ciszy wyborczej i traktowana jako wykroczenie - przypomniała.

Właściciele kilkunastu aut zostali zatrzymani przez policję i ukarani mandatami do kilkuset zł. "Za wykroczenie, jakim jest łamanie ciszy wyborczej, grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do 30 dni" - przypomina Rudzińska. Dodaje też, że właściciele oklejonych aut, które zostały zaparkowane jeszcze przed ciszą wyborczą, nie są karani. Samochód taki jest traktowany bowiem jak słup ogłoszeniowy.

To samo w województwie opolskim: w Paczkowie doszło do agitacji pod lokalem wyborczym, plakaty pojawiły się w Krapkowicach, Korfantowie i Opolu - poinformował rzecznik policji nadkom. Maciej Milewski. W Paczkowie 25-latek namawiał głosujących do poparcia swojego brata - kandydata do Rady Powiatu, oferując w zamian piwo. "To pierwszy przypadek przestępstwa związanego z wyborami, sprawą zajmuje się policja pod nadzorem prokuratora" - zaznaczył Milewski.

W Opolu na jednym z osiedli zaparkowany został samochód oklejony plakatami wyborczymi, w Krapkowicach mieszkańcy idący do kościoła zauważyli plakaty, których wcześniej tam nie było, a w Korfantowie pojawił się kolejny samochód z materiałami wyborczymi jednego z kandydatów na burmistrza. Milewski dodał, że policja zaleciła także operatorowi jednej z reklamowych tablic świetlnych w Opolu usunięcie z niej spotu reklamowego, który naruszał ciszę wyborczą.

W czasie ciszy wyborczej nie wolno prowadzić agitacji wyborczej na rzecz kandydatów, ani podawać do wiadomości publicznej wyników sondaży wyborczych. Zabronione jest m.in.: organizowanie pochodów, manifestacji, rozdawanie ulotek, rozwieszanie plakatów, zachęcanie do głosowania na poszczególnych kandydatów.