W Bieruniu kandydujący w wyborach dotychczasowi burmistrz i starosta powiatu uzyskali trzeci i czwarty wynik. W Czechowicach-Dziedzicach obecny burmistrz wygrał natomiast w pierwszej turze.
Według oficjalnych danych Państwowej Komisji Wyborczej, długoletni burmistrz Bierunia nie przeszedł do drugiej tury wyborów. Przy frekwencji 49,7 proc. Ludwik Jagoda dostał niespełna 28 proc. głosów, podczas gdy jego najgroźniejsi kontrkandydaci: Przemysław Major - prawie 33 proc. głosów, a Bernard Pustelnik - ponad 30 proc. Niecałe 8 proc. bierunian zagłosowało na obecnego starostę bieruńsko-lędzińskiego Piotra Czarnynogę.
Szef nieformalnego obywatelskiego komitetu powodzian z Bierunia Marek Stelmaczonek nie wiąże jednak postawy podczas powodzi dotychczasowych starosty bieruńsko-lędzińskiego i burmistrza Bierunia z ich wynikami w wyborach. Jego zdaniem, na sukces pozostałych kandydatów przełożyła się raczej liczba plakatów i obietnic w kampanii wyborczej, w której "merytoryki było bardzo niewiele".
W Czechowicach-Dziedzicach przy prawie 47-procentowej frekwencji swoje stanowisko już w pierwszej turze utrzymał dotychczasowy burmistrz Marian Błachut, startujący z ramienia komitetu Stowarzyszenia "Nowa Inicjatywa". Poparło go ponad 64 proc. głosujących.
Tak z Bierunia, jak i z Czechowic-Dziedzic, po powodzi spływały sygnały mieszkańców żalących się na długotrwałą procedurę przekazywania pomocy państwa i na niewłaściwe zabezpieczenie rzek i zbiorników wodnych, które podtopiły okolicę.
Kontrole prowadzone w sierpniu przez urzędników wojewody śląskiego w Bieruniu i Czechowicach-Dziedzicach potwierdziły zgłoszenia przypadków, w których powodzianie czekali na środki pomocowe na odbudowę swoich domów nawet kilkadziesiąt dni.
Z ustaleń kontroli wynikało m.in., że w prawie 90 proc. decyzje administracyjne dotyczące wypłat środków nie zostały wydane w kodeksowym terminie 30 dni, mimo że gminy miały już na swoich kontach pieniądze przekazane przez urząd wojewódzki. Według kontrolerów, gminy popełniły błędy m.in. w konstrukcji umów zawartych przez gminy z rzeczoznawcami. Ci np. w Czechowicach-Dziedzicach nie musieli przekazywać gminom swoich wycen na bieżąco, lecz do określonego w umowie terminu, co powodowało opóźnienia.
Jeszcze podczas powodzi urzędnicy wojewody wytknęli też, że w rejonie czechowickiego stawu Rontok, gdzie podczas powodzi powstało najwięcej zniszczeń, kwestia odpowiedzialności za umocnienia i infrastrukturę przeciwpowodziową nie była odpowiednio uporządkowana - np. żadna ze służb nie przyznała się do jednego z przepustów.
We wrześniu do tyskiej prokuratury grupa powodzian z Bierunia złożyła natomiast doniesienie na miejscowe starostwo powiatowe. W maju woda przerwała wał na Gostynce, co skutkowało zalaniem setek budynków w Bieruniu. Autorzy doniesienia wskazywali, że po powodzi kilkudziesięciometrową wyrwę naprawiono jedynie prowizorycznie.
Ich zdaniem, urzędnicy przez kilka miesięcy nie zadbali, by po powodzi naprawić wał na Gostynce, która po każdych większych opadach grozi ponownym wylaniem. Starosta bronił się wtedy, że choć wały wymagały wówczas jeszcze pewnych prac, szybko doprowadzono je do takiego stanu, by wytrzymały napór wody. Śledztwo w tej sprawie nadal trwa, a powodzianie zamierzają wystąpić jeszcze z pozwem zbiorowym przeciw Skarbowi Państwa.