Prezes PiS przyznaje w rozmowie z WP, że miał złe przeczucia przed 10 kwietnia. "Próbowałem nawet przekonywać brata, by nie leciał. Niestety wszystkie informacje zniechęcające do wyjazdu trafiły do kancelarii dwa dni po katastrofie. Gdybym wiedział o nich wcześniej, byłbym gotów bić się z Leszkiem na schodach samolotu" - dodaje.
Opowiada, że dostaje szereg zdjęć z czasów, gdy był Lech Kaczyński był prezydentem. "Jedno szczególnie mi się spodobało i zawiesiłem je nad łóżkiem. Wpadłem na pomysł, żeby zrobić w domu ścianę z fotografiami z różnych etapów życia brata. Nie wiem tylko jak zniesie to mama, bo ona nadal nie ogląda jego zdjęć" - wspomina w rozmowie z WP Kaczyński.
Opowiada też w jaki sposób chronił swoją chorą matkę przed tragicznymi wieściami. "Przez pierwsze tygodnie mama raz brała mnie za Leszka, raz za mnie, choć przedtem przez całe życie nas nigdy nie pomyliła. Potem musiałem wymyślać różne historie, aby usprawiedliwić nieobecność brata. Opowiadałem, że Leszek wyjechał do Ameryki Łacińskiej" - mówi Kaczyński.
Prezes PiS relacjonuje też rozmowę z szefem MSZ, tuż po katastrofie. "Powiedziałem mu: „To wynik waszej zbrodniczej polityki, bo nie kupiliście nowych samolotów”. Po piętnastu minutach znów zadzwonił i powiedział, że wypadek był skutkiem błędu pilota. Czyli już w piętnaście minut po katastrofie wiedział, co było jej przyczyną.
Ja pytanie o reakcję Sikorskiego na tak ostre słowa, Kaczyński odpowiedział, że szef MSZ milczał.
W wywiadzie wskazuje też winnych: "Tusk i Komorowski doprowadzili do rozdzielenia wizyt, więc obaj ponoszą winę za katastrofę. Oczywiście prezydenta dotyczy to w trochę mniejszym stopniu, ale ma na swoim sumieniu takie wypowiedzi jak ta, że „jaka wizyta - taki zamach”. W sensie politycznym jest głęboko chory ten, kto takie słowa wypowiada. Taka wypowiedź jest wręcz nieprawdopodobnie skandaliczna, stanowi sygnał dla różnych osób, że tego prezydenta [Lecha Kaczyńskiego – przyp. red.] państwo nie będzie chroniło - mówi Kaczyński.