iłkarze Grecji rozegrali swój czwarty w historii mecz w finałach mistrzostw świata (poprzednie trzy w 1994 roku) i po raz czwarty ponieśli porażkę, znów nie strzelając gola. W spotkaniu grupy B w Porth Elizabeth podopieczni Otto Rehhagela byli tłem dla szybszych, lepiej wyszkolonych technicznie zawodników Korei Południowej.

Reklama

Pierwsza bramka dla Azjatów padła już w siódmej minucie, po błędzie defensywy Greków i strzale z bliska Lee Jung-soo. Od tego momentu tempo meczu wyraźnie spadło. W dalszym ciągu lepsze wrażenie sprawiali Koreańczycy, ale obie drużyny miały problemy ze stwarzaniem sytuacji podbramkowych. Kibice poderwali się z miejsc dopiero w 28. minucie, gdy po kolejnym błędzie greckiej defensywy Park Chu-young znalazł się sam przed Alexandrosem Tzorvasem. Górą był jednak golkiper Hellady Alexandros Tzorvas.

Grecy do końca tej części gry nie mieli żadnego pomysłu na rozmontowanie defensywy Koreańczyków, który wcale nie musieli się specjalnie wysilać, żeby rozbijać ataki rywali.

Po przerwie niewiele się zmieniło. Z tą jedyną różnicą, że Koreańczycy jeszcze bardziej dominowali nad wolnymi, grającymi schematycznie rywalami. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 52. minucie ogromny błąd popełnił Loukas Vyntra, który stracił piłkę na rzecz Park Ji-sunga. Pomocnik Manchesteru United skorzystał z prezentu i lekkim, technicznym strzałem pokonał Tzorvasa.

Oszołomieni takim obrotem sprawy Grecy ruszyli do ataku dopiero w końcówce meczu. Pierwszy celny strzał na bramkę oddali w... 70. minucie. Zamiast konstruować groźne akcje, częściej bezradnie machali rękami i spierali między sobą. Tak naprawdę tylko raz zmusili poważnie bramkarza Jung Sung-ryonga do interwencji (mocny strzał Theofanisa Gekasa w 81. minucie).

Po raz kolejny w finałach MŚ w RPA organizatorzy nie sprzedali wszystkim biletów. Na 46-tysięcznym stadionie w Porth Elizabeth aż 30 procent miejsc było pustych.