Peter Shilton strzegł angielskiej bramki przez 20 lat. Między 1970 a 1990 rokiem zagrał w 125 meczach międzypaństwowych co uczyniło go rekordzistą pod względem występów w kadrze narodowej. Ma w dorobku dwa Puchary Europy z Nottingham Forest. Z jego legendą żaden z następców nie może się równać, a co gorsza wszyscy kolejni bramkarze reprezentacji Anglii systematycznie popełniają brzemienne w skutkach błędy.

Reklama

W ćwierćfinale mundialu w 2002 roku "Synowie Albionu" grali z Brazylią. Zwycięstwo Canarinhos 2:1 dał Ronaldinho, który przelobował Davida Seamana strzałem z rzutu wolnego ze znacznej odległości.

Błędy Paula Robinsona i Scotta Carsona w eliminacjach do Euro 2008 kosztowały Anglików udział w mistrzostwach Starego Kontynentu na boiskach Austrii i Szwajcarii. Obaj nie popisali się w meczach z Chorwacją.

W Zagrzebiu Robinson po podaniu Garyego Nevilla nie trafił w piłkę i ta wtoczyła się do jego bramki pieczętując zwycięstwo gospodarzy 2:0. W rewanżu na Wembley, by zagrać w barażach wyspiarzom wystarczał remis, ale przegrali z Chorwacją 2:3. Pierwszego gola Carson puścił po niegroźnym strzale Niko Kranjcara z 25 metrów.

W sobotnim meczu na mistrzostwach świata ze Stanami Zjednoczonymi piłka po uderzeniu Clinta Dempseya leciała prosto w ręce bramkarza Anglii Roberta Greena, ale ten nie zdołał jej złapać. Mecz zakończył się remisem 1:1.

Koledzy Greena są jednak wyrozumiali. "Nie należy go krytykować. Wiele mówiło się o piłce, która jest wyjątkowo nieprzyjemna dla bramkarzy, poza tym kilka razy nas uratował. Wszyscy stoimy za nim murem" - powiedział kapitan reprezentacji Steven Gerard.

Mimo tej wpadki Anglicy nie powinni mieć problemów z awansem do następnej rundy. Kolejne mecze zagrają z Algierią i Słowenią.