Bezmyślne zachowanie rezerwowego napastnika Abdelkadera Ghezzala przyczyniło się do przegranej Algierii ze Słowenią 0:1. Eliminacyjni rywale Polaków, w składzie z Andrazem Kirmem z Wisły Kraków, odnieśli pierwsze zwycięstwo w historii występów w finałach MŚ i jednocześnie zostali liderami grupy C turnieju w RPA. W sobotę Anglicy zremisowali z Amerykanami 1:1.

Reklama

25-letni Ghezzal zasłużył na miano antybohatera meczu w Polokwane. Na boisko wszedł w 58. minucie, a przebywał na nim niespełna kwadrans (czerwona kartka). Pierwszą żółtą kartkę "zarobił" w... niecałą minutę, zaś drugą - za zagranie ręką w polu karnym rywali. W międzyczasie oddał groźny strzał głową i to był jedyny pozytyw jego występu.

Niedzielna potyczka nabrała rumieńców dopiero po przedwczesnym zejściu napastnika włoskiej Sieny. Wcześniej przypominała bardziej piknik niż mecz mundialu. Algierscy kibice siedzieli m.in. na jupiterach, a podczas rozgrzewki któryś z fanów wbiegł na murawę aby... przywitać się z piłkarzami. Afrykańskiej drużynie nie pomogła obecność na trybunach znakomitego francuskiego zawodnika Zinedine'a Zidane'a, którego rodzice pochodzą z Algierii.

Słoweńcy niczym specjalnym nie zaimponowali, ale bezlitośnie, już po czterech minutach, wykorzystali liczebną przewagę. Udział przy trafieniu Roberta Korena miał Faouzi Chaouchi, który przepuścił wydawało się dość łatwy strzał. Być może w jakiś sposób bramkarzowi interwencji nie ułatwiła testowana specjalna murawa, będąca mieszanką naturalnej trawy z domieszką sztucznej nawierzchni. Już wcześniej piłka po odbiciu się od niej nabierała przyspieszenia.

Po pierwszej, nieciekawej i słabej połowie, wydawało się, że 30-tysięczna publiczność nie zobaczy goli. Zawodnikom obu zespołów z trudem przychodziło tworzenie podbramkowych sytuacji, sporo było niedokładnych podań i złych przyjęć piłki. Algierczycy zagrażali rywalom za sprawą obrońców po stałych fragmentach gry. W 3. minucie z wolnego przymierzył Nadir Belhadj, ale fantastycznie spisał się Samir Handanovic. W 36. minucie, po wrzutce z rogu, minimalnie obok słupka główkował Rafik Halliche. W rewanżu, tuż przed zejściem do szatni, zza pola karnego groźnie strzelał Valter Birsa.