Centralna Komisja Wyborcza obwieściła, że końcówka liczenia głosów nie przyniesie zaskoczenia. Trend, w którym z minuty na minutę zmniejszała się przewaga Janukowycza nad Tymoszenką, odwrócił się. Przewaga może być już tylko większa.

Po przeliczeniu 95 procent głosów, okazało się, że Janukowycz wygrywa jedynie 2 punktami procentowymi. Ale na tym sukcesy Tymoszenki się skończyły, bo ze wstępnych oględzin kart do głosowania, okazało się, że te ze skreślonym Janukowyczem stanowią większość.

Świat już pogodził się z sukcesem wroga pomarańczowej rewolucji. Wpływowy dziennik "Wall Street Journal" pisze, że po wygranej Wiktora Janukowycza są szanse, by na Ukrainie nastąpił okres politycznej stabilności i konsensusu w polityce gospodarczej.

W artykule przypomniano również o drodze Janukowycza do kariery politycznej, w tym dwóch wyrokach w młodości za napaść i kradzież. Polityk był członkiem groźnego gangu ulicznego.

Autor tekstu wskazuje na "polityczną transformację" nowego przywódcy Ukrainy i jego Partii Regionów w ostatnich latach. Zauważa, że podczas poprzednich wyborów prezydenckich w 2004 roku Janukowycz stał się "politycznym pariasem", gdy fałszerstwa na jego korzyść wywołały pomarańczową rewolucję. Wygrana w niedzielnych wyborach to "niezwykły polityczny comeback" - przyznaje komentator.

"Oligarchowie otaczający Janukowycza stali się przejrzyści gospodarczo. Wynajęli pierwszorzędnych menadżerów, rygorystycznie płacili podatki (...), widzą swą przyszłą koniunkturę jako integralnie związaną z ograniczeniem korupcji, rozwijaniem polityki wolnorynkowej (...) i ostatecznie, z integracją Ukrainy z bogatym rynkiem UE" - napisano w komentarzu "WSJ".

Walka do ostatniej chwili

Jeszcze w nocy wydawało się, że zwycięstwo Janukowycza nie jest wcale pewne. Prowadził, ale nie tak spektakularne, jak się spodziewał. Przed II turą wyborów prezydenckich na Ukrainie sądził, że pokona Julię Tymoszenko 10-procentową przewagą. Tymczasem po przeliczeniu większości głosów zwyciężał, ale minimalnie.

Po 7. rano przeliczono 90 procent oddanych głosów. Szacunki mówiły o 2,5-procentowej przewadze Janukowycza nad Tymoszenko. Przewaga ta topniała z minuty na minutę. Jeszcze wczoraj mówiło się o nawet 5-procentowej przewadze, a w nocy Centralna Komisja Wyborcza w Kijowie podała, że na Janukowycza głosowało 48,4 proc. wyborców, zaś jego konkurentkę, premier Julię Tymoszenko, poparło 45,8 proc.















Reklama

Według sześciu sondażowych badań exit-polls Wiktor Janukowycz uzyskał od 48,7 proc. do 50,26 proc. głosów, zaś jego prozachodnia kontrkandydatka, premier Julia Tymoszenko dostała od 44,2 proc. do 45,6 proc. poparcia.

"Na mówienie o ostatecznych wynikach drugiej tury wyborów prezydenckich na Ukrainie jest jeszcze za wcześnie. Poczekajmy na oficjalne orzeczenie Centralnej Komisji Wyborczej" - tak skomentował wyniki exit-polls Ołeksandr Turczynow, szef sztabu wyborczego Tymoszenko.

Jego szefowa, która wystąpiła przed prasą kilkadziesiąt minut później także uznała, że ogłoszone wyniki sondaży powyborczych "to tylko socjologia". Zwróciła się przy tym do swych zwolenników w komisjach wyborczych, by obecnie pilnie przyglądali się liczeniu głosów. "Walczcie o każdy protokół, o każdy głos, bo nawet jeden głos może rozstrzygnąć o losie Ukrainy" - oświadczyła.

Według Tymoszenko jej kontrkandydat nie powinien przedwcześnie cieszyć się ze zwycięstwa.

"Nasz kraj pamięta czasy, gdy nie tylko ogłaszano, że ktoś został prezydentem, ale i mu gratulowano, lecz potem los układał się inaczej" - podkreśliła, przypominając o gratulacjach, które Janukowycz jako zwycięzca w drugiej turze wyborów w 2004 r. otrzymał od ówczesnego prezydenta Rosji, Władimira Putina.

Reklama

Na Ukrainie wybuchły wtedy masowe protesty spowodowane fałszerstwami wyborczymi ze strony sztabu Janukowycza, wskutek których druga tura wyborów została powtórzona. Ostateczne zwycięstwo odniósł w wyborach ówczesny kandydat opozycji, ustępujący dziś prezydent Wiktor Juszczenko. Wydarzenia te znane są jako pomarańczowa rewolucja.

"Julia Tymoszenko powinna przyznać, że poniosła porażkę w starciu wyborczym z Wiktorem Janukowyczem - oświadczył przedstawiciel sztabu wyborczego Janukowycza, Borys Kolesnikow.

Uznanie porażki "przez kandydata, który przegrał, będzie pierwszym krokiem, który udowodni, iż jest on politykiem europejskim, ponieważ uznanie wyniku wyborów jest normą europejską" - powiedział Kolesnikow.