Według meksykańskiego prezydenta Felipe Calderona uczestnicy szczytu w Cancun uzgodnili projekt deklaracji, w którym przywódcy Ameryki Łacińskiej wyrażają swoje bezwarunkowe poparcie dla Buenos Aires. Nie ogłoszono jednak żadnego oficjalnego dokumentu, choć liderzy poszczególnych państw prześcigali się w wojowniczych oświadczeniach. "Żadamy, i jak sądzę wszyscy powinniśmy to zrobić, wycofania podwodnej platformy do wierceń oraz by angielski rząd oddał tę ziemię" - mówił Chavez. W podobnym tonie wypowiadał się też nikaraguański prezydent Daniel Ortega.

Reklama

Ta manifestacja wsparcia dla Argentyńczyków nastąpiła dzień po tym, jak Wielka Brytania - mimo protestów Buenos Aires - wznowiła po kilkunastu latach wydobycie szelfie otaczającym Falklandy. Na dodatek kilka dni temu premier Gordon Brown oświadczył, że jego rząd podjął wszelkie kroki konieczne dla zapewnienia bezpieczeństwa Falklandów. W efekcie Argentyna postanowiła umiędzynarodowić spór.

Sprawa Falklandów nie była jednak dominującym tematem w Cancun. Latynoamerykańscy liderzy przede wszystkim omawiali sprawę powołania nowej organizacji regionalnej, mającej być alternatywą dla Organizacji Państw Amerykańskich. Forsowany zwłaszcza przez Hugo Chaveza i jego sojuszników projekt nie przewiduje członkostwa Stanów Zjednoczonych i Kanady.

Mimo ambitnych planów i wspólnej demonstracji w obronie Argentyny, przywódcom krajów z Grupy Rio i Wspólnoty Karaibskiej daleko do jedności. Podczas obrad doszło m.in. do pyskówki między prezydentami Wenezueli i Kolumbii. Gdy Alvaro Uribe narzekał na embargo handlowe ustanowione przez Wenezuelę, Chavez oświadczył, że Kolumbia wysłała do Wenezueli komando zabójców, którzy mają go zabić. "Bądź mężczyzną! Takich spraw nie omawia się podczas spotkań takich jak to. Jesteś odważny, gdy jesteś daleko, ale gdy przychodzi stanąć twarzą w twarz, jesteś tchórzem!" - krzyczał Uribe. "Idź do diabła" - odpowiedział mu Wenezuelczyk.

Reklama