Skrzętnie ukrywana tajemnica Google’a wyszła na jaw dzięki informacjom zdobytym przez "New York Times", który dotarł do osoby zajmującej się badaniem efektów włamania. Program, do którego hakerom z Państwa Środka udało się dostać, nazywa się Gaja, jak grecka bogini Ziemi. To wielka baza haseł, dzięki którym użytkownicy Google’a oraz jego pracownicy mają dostęp do oferowanych przez firmę serwisów. Firma z Kalifornii tylko raz publicznie nim się pochwaliła - cztery lata temu na niszowej, branżowej konferencji. Z przedstawionej wówczas prezentacji wynikało, że dzięki Gai użytkownik może posiadać tylko jedno hasło, by korzystać z wszelkich usług Google’a. Chodziło przede wszystkim o klientów biznesowych.
Atak na Gaję rozpoczął się od wysłania komunikatorem Microsoft Messenger linku do specjalnie przygotowanej strony internetowej do pracownika Google w Chinach. Po jego kliknięciu wszedł on na zarażoną stronę, a hakerzy zyskali dostęp do jego biurowego komputera. Z niego dotarli do komputerów tych pracowników Google’a, którzy mają dostęp do Gai.
Internetowy gigant z Kalifornii próbował ukryć prawdziwy cel uderzenia chińskich hakerów. Do tej pory firma utrzymywała, że włamywacze dostali się jedynie do mejlowych skrzynek chińskich dysydentów i obrońców praw człowieka. Także teraz Google zachowuje milczenie.
Amerykańscy eksperci podkreślają, że po rewelacjach "New York Timesa" można zrozumieć odpowiedź Google’a na atak. Firma jeszcze w styczniu postawiła chińskim władzom ultimatum: albo Pekin zaprzestanie ataków oraz przestanie cenzurować wyszukiwarkę, albo wyjdzie z tamtejszego rynku. Chiny się nie ugięły i pod koniec marca firma z Kalifornii zrezygnowała z największego internetowego rynku świata.