37-letni Juan Antonio Navarro Armas mimo, że jest sprawcą ogromnej katastrofy - w końcu zniszczył tysiące hektarów bogatej w roślinność i zwierzynę puszczy - to jednak zrobił to, bo miał nóż na gardle. Tak bardzo zależało mu na pracy, że postanowił posunąć się do przestępstwa.
Armas najpierw podpalał, a później sam zawiadamiał służby o pożarze. To dlatego, jako pierwszy pojawiał się na miejscu. Zawsze potrafił przewidzieć rozmiar kataklizmu i trafnie wskazać środki zaradcze. W końcu jego osobą zainteresowała się policję. Po kilku przesłuchaniach, strażak zaczął się mylić w zeznaniach, aż w końcu - przyciśnięty do muru - powiedział prawdę.
Przez głupotę Armasa spłonęła znaczna część pięknych górzystych lasów wyspy Gran Canaria. Do tej pory z żywiołem walczy ponad stu strażaków. Pracują w skrajnie trudnych warunkach przy upalnej pogodzie i niskiej wilgotności powietrza.
Hiszpański strażak przyznał się, że to on zaprószył ogień, który trawi teraz lasy jednej z Wysp Kanaryjskich. Juan Antonio Navarro Armas podpalał lasy, bo... kończyła mu się umowa o pracę. Wiedział jednocześnie, że przed bezrobociem uchronią go tylko gigantyczne pożary. Pełniącym służbę strażakom nie można bowiem wypowiedzieć pracy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama