Spalona budka policyjna pod ambasadą Rosji w Warszawie rzuciła się cieniem na stosunki polsko-rosyjskie. Moskwa żąda przeprosin i oskarża polskie władze o złamanie konwencji wiedeńskiej.
Wczoraj rano do siedziby rosyjskiego MSZ został wezwany ambasador Wojciech Zajączkowski. Wręczono mu oficjalny protest, w którym oskarżono polską policję o pasywność, zaś odpowiedzialnością za atak obarczono wielotysięczny tłum agresywnie nastrojonych uczestników tak zwanego »marszu niepodległości«. W efekcie siedziba misji poniosła szkody materialne, a jej normalne funkcjonowanie przez kilka godzin było praktycznie zablokowane, co stanowi ostre naruszenie przez władze polskie konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych – czytamy w oświadczeniu MSZ.
Chodzi konkretnie o art. 22 podpisanej w 1961 r. konwencji, który nakłada na państwo przyjmujące obowiązek ochrony pomieszczeń misji przed jakimkolwiek wtargnięciem lub szkodą oraz zapobieżenia jakiemukolwiek zakłóceniu spokoju misji lub uchybieniu jej godności. Tymczasem - poza spaleniem znajdującej się już poza terenem ambasady Rosji policyjnej budki strażniczej - zniszczono też altankę śmietnikową, a na teren przedstawicielstwa rzucano petardy, race i butelki. Drobne uszkodzenia objęły też bramę wjazdową i zaparkowane na terenie misji samochody.
Co ciekawe, o złamaniu konwencji wiedeńskiej jako pierwsza napisała nie strona rosyjska, lecz rzecznik naszego resortu dyplomacji. Wyrazy ubolewania w związku z burdami przed Ambasadą FR w RP. Nie ma usprawiedliwienia dla chuligaństwa. Potępiamy łamanie Konw. Wiedeńskiej = oświadczył na Twitterze Marcin Wojciechowski tuż po poniedziałkowym incydencie. Złożenie wyrazów ubolewania to jednak nie oficjalne przeprosiny, a tych domagają się Rosjanie. Moskwa żąda też zapewnienia swojej ambasadzie bezpieczeństwa, naprawienia szkód, ukarania winnych i niedopuszczenia do podobnych wybryków w przyszłości.
Reklama
Rosjanie mogą oczekiwać od Polski zarówno rekompensaty materialnej, jak i niematerialnej. Ta pierwsza dotyczy oczywiście naprawy zniszczonego mienia oraz lepszego zabezpieczenia terenu placówki. Oficjalne przeprosiny byłyby zaś zadośćuczynieniem niematerialnym - mówi DGP dr Tomasz Kamiński, specjalista w zakresie prawa międzynarodowego na Uniwersytecie Warszawskim. Ambasador Aleksandr Aleksiejew zapowiedział, że rachunek zostanie wystawiony, jak tylko ubezpieczyciele wycenią wysokość strat. I podkreślił, że przedstawi go polskiej stronie w formie żądania, a nie prośby.
W historii zdarzały się precedensy znacznie większych ataków na ambasady. Jednym z najpoważniejszych skandali dyplomatycznych było zbombardowanie w 1999 r. chińskiej ambasady w Belgradzie przez Amerykanów, w wyniku którego zginęły trzy osoby. Amerykanie oczywiście przeprosili, wypłacili też Pekinowi 35 mln dol. odszkodowania. Do odwrotnej sytuacji doszło w 1984 r. w Londynie. Podczas protestu przeciwników reżimu Muammara Kaddafiego pod ambasadą Libii z okien placówki oddano strzał, który zabił brytyjską policjantkę. Skończyło się zerwaniem stosunków dyplomatycznych, ale po 15 latach Kaddafi zgodził się zapłacić 250 tys. funtów odszkodowania rodzinie zamordowanej.
W Warszawie na szczęście nie doszło w poniedziałek do aż tak drastycznych scen. Mimo to należy oczekiwać, że Rosja wykorzysta tę sytuację, by przedstawić Polskę jako państwo rusofobiczne i nacjonalistyczne. Ten oburzający dla dużego europejskiego państwa wybryk przeniósł Polskę z wpływowych państw UE do szeregu krajów Trzeciego Świata - już wczoraj oświadczył szef senackiej komisji spraw zagranicznych Michaił Margiełow, oskarżając przy tym o inspirowanie ataku... Jarosława Kaczyńskiego, choć prezes PiS dzień niepodległości świętował ze swoją partią w Krakowie.
Na razie Rosjanie wzmocnili ochronę polskiej ambasady w Moskwie. W przeszłości zdarzało się, że na podobne incydenty reagowali tzw. nieznani sprawcy. Gdy grupka chuliganów pobiła w 2005 r. dzieci rosyjskich dyplomatów w Polsce, w odstępie kilku dni ucierpiała równa liczba pracowników naszej ambasady w Moskwie, a także dziennikarz Paweł Reszka.