Według najnowszych danych Norweskiego Urzędu Statystycznego w Norwegii mieszka już 100 tysięcy Polaków. Na okrągły wynik złożyło się ponad 91 tysięcy imigrantów znad Wisły i niemal 8500 ich dzieci, które przyszły już na emigracji. To jednak tylko oficjalne dane. Według szacunków polskiego konsulatu w Oslo, rzeczywiste statystyki mogą być o kilkanaście procent wyższe. Polacy to najliczniejsza grupa imigrantów w Norwegii. Dla porównania drugich w zestawieniu Szwedów jest tam zaledwie 37 tysięcy, a trzecich Litwinów – 35 tysięcy. Tylko w ubiegłym roku liczba naszych rodaków zwiększyła się o 7 tys. i zdaniem specjalistów nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie trend miał się odwrócić.
Nie bogactwo, a spokojne życie
- Od 10 lat mieszkam w Norwegii z żoną i dzieckiem. Z pieniędzmi bywa różnie, bo choć na polskie realia zarabiamy całkiem sporo, to tutejsze koszty życia potrafią szybko zjeść całą pensję – mówi 40-letni Krzysztof, który na przestrzeni zaledwie kilku lat doświadczył już życia w trzech norweskich miastach. W jego opinii, pogłoski o luksusowym życiu w Norwegii to tylko stereotypy. – Faktycznie, trudno tu spotkać biedne osoby, ale mieszkańcy Oslo czy Bergen nie mają złotych klamek. Jest po prostu mnóstwo klasy średniej - ludzi, których stać na dom z ogródkiem, średniej klasy samochód i dobre, dwutygodniowe wakacje za granicą raz do roku – tłumaczy polski imigrant.
Zapytany, co najmocniej trzyma go w Skandynawii, Krzysztof odpowiada bardzo zdecydowanie. – Spokój z urzędami i odczuwalne wsparcie na wychowanie dziecka. O nic nie muszę się martwić, pomimo tego, że prowadzę własną działalność i wychowuję małego syna. To proste, ale kluczowe sprawy – mówi gastarbeiter.
Bogaty socjal, z którego słynie Norwegia, faktycznie stwarza doskonałe warunki do powiększania rodziny. - Rodzicom przysługuje 49 tygodni płatnego w 100 proc. (do pewnego poziomu dochodów) urlopu macierzyńskiego/tacierzyńskiego lub 59 tygodni urlopu płatnego w 80 proc. - wyjaśnia Agnieszka Kowalcze, dyrektor Skandynawsko-Polskiej Izby Gospodarczej. Ponadto, Norweżki, które nie pracują poza domem, mają prawo do zryczałtowanego zasiłku porodowego, a rodzicom, niezależnie od tego ile zarabiają, przysługują zasiłki rodzinne na każde dziecko do ukończenia 18 roku życia.
CZYTAJ WIĘCEJ o słynnym norweskim socjalu >>>
W opinii Agnieszki Kowalcze, oprócz rozbudowanego systemu zasiłków, Polaków przyciąga chłonny rynek pracy i co za tym idzie – śladowe bezrobocie, utrzymujące się na poziomie 3,5 proc (przy czym bezrobocie długoterminowe dotyka zaledwie 0,3 proc. mieszkańców kraju). W parze z łatwo dostępnym zatrudnieniem idą pensje, które nawet przy uwzględnieniu wysokich kosztów utrzymania robią wrażenie na imigrantach. Osoby pracujące w prostych zawodach mogą tutaj liczyć na roczny przychód o równowartości 150-200 tys. zł. Specjaliści otrzymują nawet 2-3 razy więcej.
Za pracą, ale nie byle jaką
- Zmienia się charakter polskiej imigracji. To już nie tylko pracownicy fizyczni, ale także inżynierowie, informatycy czy lekarze, którzy znajdują zatrudnienie w swoich zawodach. Coraz większym powodzeniem wśród imigrantów cieszy się także działalność gospodarcza – wyjaśnia Agnieszka Kowalcze. Podobnego zdania jest Szymon Borowski, szef firmy konsultingowej MultiNOR. – Rosnące zainteresowanie Norwegią to nie moda, a raczej chłodna kalkulacja. Norwegia jest stosunkowo blisko Polski, oferuje wysokie zarobki i jest państwem spokojnym, opiekuńczym, które stale się rozwija i rośnie w siłę gospodarczą, dodatkowo napędzaną złożami naturalnymi kraju – tłumaczy ekspert.
Co zatem mogłoby powstrzymywać naszych rodaków przed osiedlaniem się w Norwegii? Wielu imigrantów przed wyjazdem na północ obawia się bariery językowej. I choć w zawodach specjalistycznych lub takich które wymagają bezpośredniego kontaktu z klientem, znajomość norweskiego jest koniecznością, o tyle w pracach fizycznych, którymi najczęściej trudnią się polscy imigranci, bez problemu można sobie poradzić z komunikatywnym angielskim. – Dziś biegle mówię po norwesku, ale krótko po przyjeździe znałem tylko kilka słówek. Na pewno nie jest to rzecz, która kogoś dyskwalifikuje – zapewnia mieszkający tu od dekady Krzysztof.
Uciąć zasiłek Polakowi
Polaków nie odstrasza także debata polityczna wycelowana w środowiska imigranckie, którą regularnie odświeża wchodząca w skład koalicji rządowej Partia Postępu (FrP). W ubiegłym roku przedstawiciele konserwatywnego ugrupowania głośno wypowiadali się na temat możliwości przeprowadzenia referendum w kwestii ograniczenia przywilejów dla mieszkańców nie posiadających norweskiego paszportu. W tym roku temat powrócił na pierwsze strony gazet za sprawą Erlanda Wiborga z FrP, który głośno wyrażał swoją niechęć do otwartej polityki socjalnej. – Moim zdaniem to niesprawiedliwe, że cudzoziemcy przebywający w innych krajach dostają takie same zasiłki jak nasi rodacy. Norweski system świadczeń powstał w odniesieniu do tutejszych kosztów utrzymania, które są zdecydowanie wyższe niż w pozostałych częściach Europy – argumentował norweski polityk. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>
Na Polaków to jednak nie działa. W opinii ekspertów w przyszłym roku statystyki dotyczące polskich imigrantów znów urosną o kilka tysięcy.