Gładka utrata Krymu przed rokiem wynikała m.in. z chaosu, jaki nowe władze Ukrainy zastały w strukturach siłowych. Kijów miał wówczas pod bronią najwyżej 5 tys. ludzi, których lojalność nie wzbudzała wątpliwości. Przez ostatnie 12 miesięcy sytuacja się znacznie poprawiła, ale ukraińskie urzędy wciąż są infiltrowane przez rosyjski wywiad.
ZOBACZ TAKŻE: Rosjanie świętują pierwszą rocznicę aneksji Krymu>>>
Dziennikarka śledcza Anna Babineć ujawniła właśnie awans Wjaczesława Nazarkina. Generał rozkazem ministra obrony Stepana Połtoraka z 5 lutego został powołany na zastępcę dowódcy dowództwa operacyjnego Zachód, jednej z trzech podobnych struktur w siłach zbrojnych Ukrainy. Zachód obejmuje osiem zachodnich obwodów kraju, relatywnie najbardziej stabilnych i najspokojniejszych. Niemniej powołanie Nazarkina wzbudziło ogromne wątpliwości wśród ekspertów. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) podejrzewa generała o zdradę i współpracę z Rosją, a prokuratura wojskowa wszczęła sprawę, w efekcie której Nazarkinowi grozi osiem lat więzienia. Śledztwo trwa.
W ubiegłym roku grupująca dziennikarzy śledczych agencja Slidstwo.info ujawniła, że brat Nazarkina Siergiej jest oficerem rosyjskich sił zbrojnych i bierze udział w antyukraińskiej operacji w Zagłębiu Donieckim. Dwaj bracia regularnie się kontaktowali, a aktywność Wjaczesława Nazarkina w mediach społecznościowych wskazywała na zdecydowanie prorosyjskie poglądy. SBU podejrzewała, że generał dopuszczał się aktów sabotażu, celowo wysyłając żołnierzy na pewną śmierć w zasadzkach wroga. Po publikacji Slidstwa.info Nazarkin został zwolniony z pełnionego stanowiska zastępcy dowódcy operacji antyterrorystycznej, jak formalnie nazywa się ukraińską operację w Zagłębiu Donieckim.
W sztabie generalnym mówi się, że stało się to dzięki silnej przyjaźni Nazarkina z szefem sztabu Wiktorem Mużenką. To on polecił ministrowi jego kandydaturę – pisze Anna Babineć. Historia z Nazarkinem świetnie ilustruje poważny problem ze szczelnością ukraińskich struktur siłowych. Świadczą o tym regularne wycieki tajnych informacji i dokumentów, których część pojawia się potem na rosyjskich portalach. W siłach zbrojnych i SBU w czasie prezydentury Wiktora Janukowycza umieszczono wiele osób, dawniej będących obywatelami Rosji (wśród nich był nawet jeden minister obrony). Większość po obaleniu prezydenta uciekła do dawnej ojczyzny.
Brak zaufania między armią a batalionami ochotniczymi jest tak silny, że te ostatnie podejmowały niektóre akcje zaczepne bez konsultacji ze sztabem, uzgadniając je np. z prezydencką Radą Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony. Część operacji nie powiodła się przez zdrajców we własnych szeregach. To oficer SBU w stopniu kapitana wpuścił np. separatystów na lotnisko w Doniecku, gdy w maju 2014 r. przejściowo zajęli je po raz pierwszy. Takim ludziom grozi niewiele. Dyrektor SBU Wałentyn Naływajczenko przyznał w rozmowie z LB.ua, że są oni zazwyczaj wymieniani na jeńców pojmanych przez drugą stronę. Tak też się stało z rzeczonym kapitanem, w zamian za którego Kijów otrzymał od Donieckiej Republiki Ludowej kilkunastu więźniów.
– Jego zatrzymanie było dla nas kwestią honoru. Wypełniliśmy postawione zadanie. A potem go wymienili. W sumie oddaliśmy 1553 zatrzymanych – przyznawał Naływajczenko.