W najważniejszych punktach rozjeżdża się ona z tym, co proponują kluczowi gracze w strefie euro. Warszawa jest przeciw pogłębieniu politycznej integracji unii walutowej i presji na przyjęcie euro. Nie angażuje się w to, co określa się mianem solidarnościowego podejścia do rozwiązania kryzysu migracyjnego. Sprzeciwia się również protekcjonizmowi na jednolitym rynku UE i jest sceptyczna wobec zalążków polityki obronnej kreowanej przez Francję we współpracy z szefową unijnej dyplomacji, Włoszką Federicą Mogherini. Jeśli nałożyć na to dialog między Komisją Europejską i Warszawą w kwestii praworządności i manichejską narrację, w której konserwatywna kontrrewolucja ściera się z demokracją liberalną – polskie władze w debacie o przyszłości Unii stawiają się w roli outsidera.
Po raz pierwszy od przystąpienia do UE mamy do czynienia z tak wyraźną sprzecznością interesów między Polską a starą Europą.
Andrzej Duda na dzisiejszym szczycie NATO w Brukseli będzie rozmawiał z Emmanuelem Macronem o resecie polsko-francuskim i perspektywach reanimowania Trójkąta Weimarskiego (TW). W niedawnej rozmowie telefonicznej Macron miał przekonywać, że „podejmie się roli gospodarza (szczytu TW – red.) w pierwszym dogodnym terminie”. Jeśli do spotkania dojdzie, Polska będzie miała okazję przedstawić Paryżowi i Berlinowi swoją koncepcję zmian w Unii Europejskiej.
– Realnym zagrożeniem jest Europa kilku prędkości. To będzie katastrofa dla Unii – mówił w wywiadzie dla DGP szef MSZ Witold Waszczykowski. – Obawiam się, że jeśli strefa euro pójdzie w kierunku budowania czegoś na kształt rządu, to rozpadnie się na północną i południową – komentował na naszych łamach szef gabinetu prezydenta i zarazem minister odpowiedzialny za sprawy międzynarodowe Krzysztof Szczerski.
Propozycje reform UE płynące z Warszawy, szczególnie te dotyczące zasad działania jednolitego rynku czy międzyrządowego, a nie biurokratycznego charakteru Wspólnoty, są racjonalne. Racjonalne są też diagnozy stawiane przez Waszczykowskiego i Szczerskiego. Problem w tym, że Polska ma niewielu wpływowych sojuszników, którzy mogliby je poprzeć. Jedyny gracz wagi ciężkiej, który podzielał nasze koncepcje – Wielka Brytania – wychodzi właśnie ze Wspólnoty.
Po raz pierwszy od przystąpienia do UE mamy do czynienia z tak wyraźną sprzecznością interesów między Polską a starą Europą. Kryzys Wspólnoty i lęk przed falą populizmu powoduje, że nie ma również czasu na poszukiwanie kompromisu. Stara Europa oddala się od Polski z niespotykaną do tej pory prędkością. Sprzyja temu moment Macrona, czyli determinacja strefy euro do przeprowadzenia zmian, które w aksamitny sposób mogą wypchnąć Polskę z Unii.
O malejącej roli Polski świadczy również rozkład głosów w Unii po pomniejszeniu jej o Zjednoczone Królestwo. Trzy główne kraje – Francja, Niemcy i Włochy, które poza kwestią uwspólnotowienia długów mają w miarę spójną wizję zmian w strefie euro – stanowią ponad 50 proc. ludności UE, co powoduje, że siła ich głosu radykalnie rośnie. Od 1 kwietnia tego roku obowiązuje lizboński, a nie nicejski system głosowania oparty na podwójnej większości i promujący duże państwa (aby decyzja została przyjęta, konieczna jest zgoda 55 proc. państw członkowskich, które reprezentują łącznie 65 proc. ludności). Z kolei cała strefa euro stanowi ponad 75 proc. ludności Unii Europejskiej, co pokazuje, jaką siłę będzie miał blok w unijnych głosowaniach.
Polska stoi na stanowisku, że wszelkie zmiany w strefie powinny odbyć się w drodze zmiany unijnych traktatów i jednomyślnie (co pozwala wetować niekorzystne dla Warszawy pomysły). Takie stanowisko jest jednak łatwe do obejścia przez zawieranie porozumień międzyrządowych. Jak przypomina dziennik „Wall Street Journal”, właśnie w taki sposób powołano Europejski Mechanizm Stabilności (EMS), którego celem jest kredytowanie krajów strefy euro zagrożonych bankructwem. Tę radykalną zmianę przeprowadzono bez otwierania traktatów i bez udział państw spoza unii walutowej. Na podobnej zasadzie może zostać powołany minister finansów strefy euro czy jej odrębny budżet. Taki krok będzie oznaczał z kolei mniejszy budżet UE (w związku z brexitem i tak stopnieje o kilkadziesiąt miliardów).
Na to wszystko nakłada się autentyczna wola zmian wśród dużych krajów strefy – Francji, Włoch i Hiszpanii. Tuż przed spotkaniem Angeli Merkel z Emmanuelem Macronem w Berlinie 16 maja rząd w Madrycie opowiedział się za ściślejszą integracją w ramach unii walutowej, powołaniem dla niej odrębnego budżetu, prowadzeniem wspólnej polityki w kwestii ubezpieczeń społecznych, budowaniem unii bankowej i uwspólnotowieniem długów. Podobne stanowisko zaprezentowali Włosi po spotkaniu 21 maja Macrona z premierem Paolo Gentilonim. – To nie będzie szybki proces, ale ważne jest, by być w stanie ruszyć we właściwym kierunku – mówił Włoch.
Na razie największym hamulcowym głębokiej przebudowy strefy euro i tym samym gwarantem interesów Polski są Niemcy, które konsekwentnie sprzeciwiają się uwspólnotowieniu długów (unii transferowej). Po zwycięstwie Macrona widać jednak, że również stanowisko Berlina w tej kwestii ewoluuje i zaczyna być negocjowalne (RFN dopuszcza wariant transferowy, ale po wyzerowaniu, czyli zmniejszeniu długów publicznych do pułapów proponowanych np. w pakcie fiskalnym).
Procesy integracyjne, w których aktywnego udziału nie bierze Polska, wykraczają daleko poza zarządzanie gospodarcze. – Nowy francuski rząd tchnie jeszcze więcej ducha w inicjatywę europejskiej obrony. Francja odgrywa tu ważną rolę, razem z takimi krajami jak Niemcy, Włochy i Hiszpania – powiedziała w ubiegły czwartek po spotkaniu ministrów obrony Federica Mogherini, wysoka przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Od kilku miesięcy widać wyraźne przyspieszenie w tym obszarze.
W marcu powołano unijny sztab wojskowy, który ma koordynować misje zagraniczne (Military Planning and Conduct Capability). Państwa zaangażowane w zwiększanie możliwości wojskowych UE mówią również o zacieśnieniu współpracy przemysłów zbrojeniowych. Widać również, jak definiują priorytety w tej dziedzinie. O ile Polska jest zainteresowana polityką bezpieczeństwa prowadzoną wspólnie z NATO i w odniesieniu do jego wschodniej flanki, o tyle sztab unijny orientuje się na konflikty w Afryce Subsaharyjskiej (Mali, Somalia i Republika Środkowoafrykańska). Szef polskiego MON na ubiegłotygodniowym spotkaniu w Brukseli zadeklarował, że jest przeciw „Europie dwóch prędkości wojskowych”.
Dziś jedynie osiem państw UE jest poza unią walutową. To zbyt mało, aby zbudować blok, który będzie miał realny wpływ na kierunek zmian we Wspólnocie. Dla polskiego punktu widzenia niełatwo będzie również zyskać poparcie krajów z formatu V4 i Trójmorza. Część z nich przyjęła wspólną walutę, a pochodzący z Łotwy komisarz ds. euro, dialogu społecznego i unii rynków kapitałowych Valdis Dombrovskis kończy właśnie prace nad scenariuszami powołania odrębnego budżetu dla strefy euro. Unia, czy chcemy tego, czy nie, ewoluuje w kierunku wspólnoty opartej przede wszystkim na jednolitej walucie.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama