"Stan betonowej kopuły nuklearnego sarkofagu na wyspie Runit na Wyspach Marshalla szybko się pogarsza. Niepokoi się tym m. in. prezydent Wysp Marshalla Hildi Heinee, która przekonuje, że istnieje ryzyko wycieku odpadów radioaktywnych do Pacyfiku. Tego samego zdania jest Sekretarz Generalny ONZ António Guterres, o czym mówił podczas spotkania w Suwie, stolicy Fidżi" - pisze gazeta.pl.
Olbrzymi krater został zasypany skażoną ziemią i radioaktywnym popiołem, a następnie zalany betonem o grubości 45 cm. Występujące w tym regionie tropikalne cyklony doprowadziły do jego erozji.
Jeśli pokrywa pęknie, do Pacyfiku może przedostać się nawet 85 tys. metrów sześciennych radioaktywnych odpadów.
- Wszyscy wiemy, że Pacyfik stał się miejscem destrukcyjnych testów jądrowych. Konsekwencje tego były bardzo dramatyczne dla zdrowia ludzkiego i wód oceanicznych. Mieszkańcy regionu nadal potrzebują pomocy w eliminowaniu skutków testów jądrowych - mówił António Guterres.
USA prowadziły testy jądrowe w okolicach Wysp Marshalla w latach 1946-1958. Jeden z nich, przeprowadzony w 1954 r. w atolu Eniwetok, polegał na zdetonowaniu bomby wodorowej o mocy 15 megaton, tysiąc razy większej od tej zrzuconej na Hiroshimę. W 1977 r. rozpoczęło się oczyszczanie wysp z odpadów radioaktywnych. "Brały w nich udział 4 tys. amerykańskich żołnierzy. Zebraną wówczas ziemię i pył zalano betonem, myśląc, że jest to rozwiązanie tymczasowe. Zakładano, że odpady radioaktywne zostaną usunięte, gdy zostanie wynaleziona odpowiednia technologia, ale do tej pory jej nie opracowano" - opisuje portal.